Urzędnik czynu w konsulacie

Rosatom zaprosił dziennikarzy na budowę swojej siłowni jądrowej pod Kaliningradem. O doborze mediów zdecydował jednak nie zapraszający, ale urzędnik konsulatu Rosji w Warszawie

Publikacja: 07.09.2012 11:14

Urzędnik czynu w konsulacie

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Rosatom to potężny koncern. Zatrudnia 300 tysięcy ludzi, ma 200 firm i 2 mld dolarów zysku netto. To jeden ze światowych liderów atomowej energetyki. Dysponuje drugimi na świecie zasobami uranu. Dostarcza paliwo do 74 reaktorów w 15 krajach. Zarządza flotą atomowych lodołamaczy, wszystkimi dziesięcioma elektrowniami Rosji i stawia kolejne 28 bloków energetycznych, m.in. w Indiach i Chinach. Ale to wszystko za mało, by przekonać urzędników konsulatu Rosji w Warszawie do wydania wizy tym, których koncern postanowił zaprosić na dwa dni.

Rosatom chciał pokazać dziennikarzom z Polski, Litwy i Łotwy budowaną w obwodzie kaliningradzkim siłownię Bałtycką. Te trzy kraje to potencjalni klienci koncernu. Rosjanie chcieliby im sprzedawać prąd z Bałtyckiej i pozyskać inwestorów, bo budowa była posunięciem bardziej politycznym aniżeli ekonomicznym. Bardziej decyzją Kremla niż szefów koncernu.

Miała osłabić inwestycje w energetykę jądrową tak w Polsce, jak i na Litwie. A że Bałtycka kosztuje dużo (ok. 5 mld euro), więc trzeba poszukać chętnych do udziału w przedsięwzięciu. Ważne więc, by już na etapie budowy przekonywać opinię publiczną sąsiadów, że Rosjanie robią wszystko "po europejsku", czyli bezpiecznie i nowocześnie.

Takie rozumowanie wydaje się logiczne, ale nie w Rosji. Zapraszający koncern - bogaty i działający globalnie, wynajął firmę z St. Petersburga, która miała wyjazd zorganizować. Jak to się robi po rosyjsku? Otóż siedząca w St. Petersburgu pani Olga wysyła do dziennikarzy informacje mailem, że sami mają sobie wykupować ubezpieczenia i załatwiać wizy (koncern zwróci koszty).

Pani Olga nie rozumie, że to na zapraszającym ciąży obowiązek załatwiania formalności. Zapewnia, że "nie zabiera to dużo czasu". Tylko skąd to wie, jeżeli samej nie chce się jej ruszyć zza biurka, ani wynająć w Polsce firmy, która to załatwi?

Z Polski zaproszeni są dziennikarze PAP i "Rzeczpospolitej". Dostają od pani Olgi specjalne pismo, które zapraszający skierował do ambasadora Rosji w Polsce Aleksandra Aleksiejewa. Rosatom prosi o wystawienie "bezpłatnej humanitarnej wizy" na 5 dni. W piśmie podane są dokładne dane w paszportów obu dziennikarzy. Musieli też oni dokładnie wyliczyć pani Oldze, jaki sprzęt komputerowy, nagrywający i fotograficzny ze sobą zabiorą (!).

Na złożenie dokumentów dziennikarz czeka w konsulacie ponad 2,5 godziny. W tym czasie przyjmująca je pani Nina czyta Życie na Gorąco (zapewnia po angielsku, że polskiego nie zna); popija herbatę i rozmawia z innymi pracownicami konsulatu. Wreszcie bierze papiery wraz z kopią pisma do ambasadora i znika za drzwiami. Gdy wraca okazuje się, że dziennikarzowi "Rzeczpospolitej" konsul odmówił wydania wizy.

Formalny powód to fakt, że ten dziennikarza, choć pracuje w Warszawie, to paszport ma wydany w Olsztynie. Musi więc jechać do konsulatu do Gdańska, tam złożyć papiery i czekać - tłumaczy pani Nina. Konsul wie doskonale, że nie ma już na to czasu, bo czytał pismo od organizatorów - wizyta jest za tydzień. Ale co go to obchodzi? Tak robią przecież także konsulowie RP w Rosji - słyszy od pani Niny dziennikarz.

Wizę dostaje natomiast przedstawiciel PAP, który ma paszport wydany w Poznaniu, ale Poznań widać konsul lubi. Nie ma jednak mowy o wizie "bezpłatnej i humanitarnej". Dziennikarz choć wyrusza służbowo na dwa dni, musi przejść na drugą stronę ulicy i zapłacić za wizę 165 zł w siedzibie jakiejś firmy, która za "usługę" pobiera 10 zł prowizji. Ciekawe, za co i dla kogo?

Wniosek, który mi się w tej sytuacji nasuwa jest smutny. Rosja zawsze była krajem, w którym rządy sprawowała kasta urzędników (czynowników - od "czynu" - słowa oznaczającego stopień służbowy w hierarchii biurokratów). Tak było za cara, za Stalina i jego następców, i tak jest i za Putina. Choć więc Rosatom to potężny koncern, jeden z gigantów światowej energetyki jądrowej, to decyzję w sprawie tego, kogo może zaprosić do siebie i tak podejmuje urzędnik odpowiedniego czynu.

Nie jest to najlepsza rekomendacja dla inwestorów zainteresowanych kaliningradzką siłownią.

Rosatom to potężny koncern. Zatrudnia 300 tysięcy ludzi, ma 200 firm i 2 mld dolarów zysku netto. To jeden ze światowych liderów atomowej energetyki. Dysponuje drugimi na świecie zasobami uranu. Dostarcza paliwo do 74 reaktorów w 15 krajach. Zarządza flotą atomowych lodołamaczy, wszystkimi dziesięcioma elektrowniami Rosji i stawia kolejne 28 bloków energetycznych, m.in. w Indiach i Chinach. Ale to wszystko za mało, by przekonać urzędników konsulatu Rosji w Warszawie do wydania wizy tym, których koncern postanowił zaprosić na dwa dni.

Pozostało 88% artykułu
Energetyka
Inwestorzy i przemysł czekają na przepisy prawne regulujące rynek wodoru
Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej