Polska potrzebuje racjonalności energetycznej

Polską racją stanu jest racjonalność energetyczna zapewniająca konkurencyjność naszych producentów – pisze prezes Polskiego Banku Przedsiębiorczości

Publikacja: 05.12.2012 23:08

Polska potrzebuje racjonalności energetycznej

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Red

Polska energetyka wkracza w nową fazę. Wymagania paktu klimatycznego są bardzo precyzyjne: do 2020 r. powinniśmy osiągnąć jego cele, co w szczególności w przypadku udziału energetyki odnawialnej w polskim bilansie energetycznym nie będzie zadaniem łatwym.

Ten udział rośnie szybko, ale bez wsparcia państwa nie bylibyśmy w stanie osiągnąć zakładanych celów (ograniczenie emisji CO2, zwiększenie efektywności energetycznej, udział energetyki odnawialnej w bilansie energetycznym).

Ponieważ wkraczamy w Polsce w fazę decyzji dotyczących systemu wsparcia energetyki odnawialnej, warto prześledzić, jak sprawdziły się rozwiązania systemowego wsparcia OZE w kluczowych krajach Unii Europejskiej

Jednocześnie gigantyczny sukces gospodarki USA w związku z eksploatacją gazu łupkowego (istotny wzrost konkurencyjności gospodarki USA dzięki spadkowi ceny energii przyciąga z powrotem na rynek amerykański większość światowych koncernów chemicznych) wymusi na Europie nowe podejście do wsparcia energetyki odnawialnej, która zamiast poprawiać konkurencyjność lokalnych producentów, obarcza ich nowymi kosztami, ponieważ bez dotacji energetyka odnawialna nie miałaby szansy osiągnąć udziałów zakładanych w pakiecie klimatycznym.

Czas na decyzje

Ponieważ wkraczamy w Polsce w fazę decyzji dotyczących systemu wsparcia energetyki odnawialnej, warto prześledzić, jak sprawdziły się rozwiązania systemowego wsparcia odnawialnych źródeł energii (OZE) w innych, kluczowych krajach Unii Europejskiej.

Proponuję przyjrzeć się Niemcom, którzy po katastrofie w Fukushimie podjęli bardzo radykalną decyzję wyłączenia w ciągu dziesięciu lat wszystkich swoich reaktorów jądrowych i przejścia na energetykę ekologiczną. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Niemcy odnieśli sukces, udział OZE w tym roku przekroczył już 27 proc. w ich bilansie energetycznym i dalej rośnie. Jeśli chodzi natomiast o skutki ekonomiczne zmiany polityki energetycznej („Energiewende"), to są one fatalne.

Przebudowa energetyki nie tylko osiąga astronomiczne koszty (ok. 300 mld euro), ale też w istotny sposób zakłóca grę rynkową, czyli relacje między podażą a popytem na energię. Wprowadzany sukcesywnie od 1998 r. wolny rynek energetyczny powoli przekształca się w centralnie sterowaną gospodarkę planową. Interwencje rynkowe strony publicznej (zadekretowane wyjście z energetyki atomowej oraz ekscesywne wspieranie energetyki wiatrowej i fotowoltaiki poprzez specjalną ustawę (EEG), do tego stopnia zakłóciły kształtowanie się cen na giełdzie energetycznej EEX, że ten rodzaj inwestycji, który w szczególności powinien stanowić fundament „Energiewende" stał się zupełnie nierentowny. Mam tu na myśli np. elektrownie gazowe, które charakteryzując się bardzo wysoką sprawnością (dochodzącą nawet do 60 proc.!), przy okazji stanowić mogą perfekcyjne uzupełnienie dla wiatru i słońca, tzn. mogą być w ciągu kilku minut włączone lub wyłączone w zależności od tego, czy wiatr wieje, a słońce nie świeci).

Elektrownie konwencjonalne na gaz i węgiel konkurują ze sobą o coraz mniejszy kawałek tortu, co zbija cenę giełdową energii

Mechanizm jest relatywnie prosty: rozwijająca się energetyka wiatrowa i słoneczna przy istotnym wsparciu podatnika (w tym roku było to 3,56 centa na KWh, w przyszłym roku ta dopłata wzrośnie do ponad 5 centów mimo solennych zapewnień kanclerz Merkel, że się tak nie stanie) pokrywają coraz więcej potrzeb energetycznych Niemiec. Ten rodzaj energii, w przeciwieństwie do energii pochodzącej ze źródeł konwencjonalnych, nie jest kwotowany i handlowany na giełdzie. EEG gwarantuje odbiór każdej kilowatogodziny energii ze źródeł odnawialnych po stałej cenie (feed-in tariff), zapewniającej ich producentom opłacalność (w Polsce mamy system certyfikatów, a nie dopłat, co wydaje się sensowniejsze). Przed wypadkiem w Fukushimie udział OZE nie przekraczał 17 proc., dziś jest to już 27 proc., a do 2020 r. przewiduje się, że przy utrzymaniu obecnej struktury wsparcia przekroczy on 35 proc. Taki trend oznacza również, że elektrownie konwencjonalne na gaz i węgiel konkurują ze sobą o coraz mniejszy kawałek tortu, co zbija cenę giełdową energii.

Spadek cen

Obecnie cena 1 MWh z dostawą na 2013 r. na wspomnianej giełdzie terminowej EEX w Lipsku wynosi ok. 48 euro, w 2009 r. kształtowała się w przedziale powyżej 60 euro. Szczególnie niepokoi rozwój cen w czasie szczytowego zapotrzebowania na prąd, np. w godzinach południowych, kiedy popyt jest największy. Oczywiście wtedy prąd jest najdroższy, gdyż jego producenci muszą trzymać w gotowości inne alternatywne elektrownie (np. gazowe). W 2009 r. kształtował się on na poziomie powyżej 90 euro, dzisiaj spadł do 58 euro. Przyczyna spadku cen leży wyłącznie po stronie OZE, gdyż prąd w szczytach południowych pochodzi z energii słonecznej.

Taka sytuacja totalnie zakłóca rachunek ekonomiczny nowych, systemowo niezbędnych elektrowni gazowych. Ich udział w produkcji energii w Niemczech spadł z 14 proc. jeszcze w 2010 do poniżej 8 proc. obecnie, a powinno być odwrotnie. Mamy przykłady np. norweskiego Statkraftu, który wobec braku opłacalności dopiero wybudowanej supernowoczesnej elektrowni gazowej w Nadrenii nawet jej nie uruchomił.

Zmiana polityki energetycznej poprzez zastosowane instrumentarium wsparcia OZE doprowadziła, z pewnością wbrew intencjom ustawodawcy, do aberracyjnego efektu wypierania energetyki gazowej nie tylko kosztem OZE, a przecież gaz miał wspierać energetykę odnawialną. Gaz przegrywa również zdecydowanie walkę z niechcianym węglem (udział energetyki opartej na węglu kamiennym w bilansie energetycznym Niemiec wzrósł w ostatnich trzech latach z 19 do 21 proc., a na węglu brunatnym z 23 do nawet 28 proc.!), a tego nikt nie chciał ani nie przewidywał. Jest to jednak zrozumiałe, gdyż warunki funkcjonowania energetyki opartej na węglu są nieporównywalnie korzystniejsze.

Cena węgla na giełdach europejskich utrzymuje się od trzech lat na podobnym poziomie (ok. 100 euro za tonę węgla kamiennego), a handel emisjami CO2 praktycznie obumiera. System ten wystartował w 2005 r., wg niego każdy producent energii potrzebuje od tego czasu za każdą emitowaną tonę CO2 certyfikatu emisyjnego, który zakupuje na rynku.

Początkowo przewidywano, że jego cena szybko osiągnie poziom 40 euro za tonę, w międzyczasie nie przekracza ona 7 euro, co rujnuje kalkulację opłacalności inwestycji w „czyste" źródła energii. Dlatego też nadal powstają nowe supernowoczesne elektrownie oparte na najtańszym obecnie węglu brunatnym, jak oddana niedawno do użytku elektrownia RWE w Neurath za ponad 2,5 mld euro. Dobrze to wróży również naszym producentom energii, jak np. upublicznionemu niedawno PAK.

Kuriozalne efekty

Są też inne kuriozalne efekty zmiany polityki energetycznej w Niemczech. Mam tu na myśli niską rentowność „ekologicznie słusznych" elektrowni szczytowo-pompowych (mogą one przechwytywać nadmiar prądu z OZE, pompując wodę do wyżej położonych zbiorników, a następnie w okresach wzmożonego popytu wypuszczać ją, uruchamiając przy tym turbinę prądotwórczą). Działa tu podobny mechanizm jak w elektrowniach gazowych, cena prądu w godzinach szczytu zakłócona jest dostawami pochodzącymi z fotowoltaiki.

Po wtóre: przedsiębiorstwom opłaca się czasami zużywać więcej prądu, gdyż rząd federalny wprowadził cały szereg instrumentów wsparcia dla producentów szczególnie energochłonnych (zwolnienia z dopłaty do EEG). System ten jest ostatnio monitorowany przez Komisję Europejską, która podejrzewa w nim niedozwoloną pomoc publiczną.

Podobnie krytykowany jest system dopłat dla szczególnie energochłonnych producentów (huty stali, aluminium etc.), którzy mogą dostawać gotówkę za ograniczenia produkcji w przypadku zagrożenia blackoutem energetycznym.

Niemcy generalnie stanowią kopalnię wiedzy na temat różnych pomysłów wsparcia producentów zielonej energii. Warto z tych doświadczeń skorzystać, zanim zdecydujemy się wprowadzić ustawę o OZE pod obrady Sejmu. Okazuje się, że majsterkowanie przy regulacjach ograniczających funkcjonowanie rynku

energii prowadzi często do zupełnie kontraproduktywnych efektów. Koszty szaleństwa ekologicznego są na tyle wysokie, że mogą zakłócić równowagę finansową wielu sektorów realnej gospodarki, na co nas jeszcze długo nie będzie stać. Polską racją stanu jest racjonalność energetyczna zapewniająca konkurencyjność naszych producentów. Przyglądajmy się zatem doświadczeniom niemieckim w tym zakresie, ale wzorujmy się raczej na Amerykanach. To dla nas lepszy wzór.

Polska energetyka wkracza w nową fazę. Wymagania paktu klimatycznego są bardzo precyzyjne: do 2020 r. powinniśmy osiągnąć jego cele, co w szczególności w przypadku udziału energetyki odnawialnej w polskim bilansie energetycznym nie będzie zadaniem łatwym.

Ten udział rośnie szybko, ale bez wsparcia państwa nie bylibyśmy w stanie osiągnąć zakładanych celów (ograniczenie emisji CO2, zwiększenie efektywności energetycznej, udział energetyki odnawialnej w bilansie energetycznym).

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Energetyka
Niemal 400 mld zł na inwestycje. Jest nowa strategia Orlenu
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Energetyka
Transformacja energetyczna to walka o bezpieczeństwo kraju i przyszłość przemysłu
Energetyka
Rosnące ceny energii zostaną przerzucone na spółki energetyczne? Jest zapowiedź
Energetyka
Więcej gazu w transformacji
Energetyka
Pierwszy na świecie podatek od emisji CO2 w rolnictwie zatwierdzony. Ile wyniesie?