Grupa Azoty i Tauron chcą wspólnie zbudować instalację zgazowania węgla. W czwartek podpisały w tej sprawie list intencyjny. Tym samym potwierdziły się wcześniejsze informacje „Rzeczpospolitej". Choć na razie przy projekcie jest więcej znaków zapytania niż faktów, to już teraz budzi on skrajne emocje wśród ekspertów. Podoba się natomiast rządowi, który upatruje w nim szans na zbyt polskiego węgla. Ale nie tylko. – Projekt ten pomoże zmniejszyć nasze uzależnienie od importu substancji chemicznych. Ich roczny deficyt, nie licząc ropy naftowej i gazu, sięga 7–8 mld euro – zaznacza Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i finansów.
Czas na analizy
Inwestorzy oceniają, że koszt całej instalacji oscyluje między 1,7 mld a 2,5 mld zł. Ostateczna cena będzie zależała od zastosowanej technologii. – Wybór jest dość szeroki, głównie w Azji, ale też jest jeden producent na rynku europejskim – zaznacza Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty.
Wiadomo już, że instalacja ma wykorzystywać węgiel wydobywany przez Tauron z kopalni Janina. Powstanie z niego gaz syntezowy, który posłuży do produkcji chemikaliów. Inwestorzy zrezygnowali całkowicie z wykorzystania gazu do produkcji energii elektrycznej.
Azoty nie podjęły jeszcze ostatecznej decyzji, jak wykorzystają gaz. – Analizujemy dwie możliwości. Możemy produkować metanol, który dziś jest w całości importowany, albo amoniak. Na świecie już 30 proc. amoniaku jest produkowanych w oparciu o zgazowanie węgla. Te dwa projekty bronią się ekonomicznie – podkreśla Wardacki.
Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie ostateczny udział Tauronu w projekcie. – Rozważamy udział kapitałowy w tej inwestycji. Jej horyzont czasowy to lata 2019–2020, więc z punktu widzenia bilansu naszej spółki to bezpieczny okres – przekonuje Jarosław Broda, wiceprezes Tauronu. Inwestorzy nie wykluczają zaproszenia do projektu kolejnych firm.