Minister klimatu i środowiska: Rząd włączy wiatraki, wybory prezydenckie nie przeszkodzą

Jest wola polityczna rządu, aby projekt został przyjęty przez parlament jeszcze przed majowymi wyborami prezydenckimi – mówi Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska. Ujawnia szczegóły mrożenia cen energii.

Publikacja: 20.03.2025 04:51

Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska

Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska

Foto: mat. pras.

Rząd przyjął kierunkowo projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej zmieniającej minimalną odległość lokowania farm wiatrowych od zabudowań z 700 m do 500 m. Formalnie przyjmie ją do końca tygodnia?

W piątek do godziny 12.00 wszystkie zainteresowane strony mają czas na zapoznanie się z ostatnimi zmianami w projekcie ustawy. Na ostatniej prostej pojawiły się jeszcze uwagi Urzędu Regulacji Energetyki czy Prokuratorii Generalnej. Te dodatkowe konsultacje mają na celu tylko i wyłącznie dopięcie tego projektu do ostatniego szczegółu, by na etapie prac w Sejmie nie wprowadzać już żadnych istotnych zmian merytorycznych.

Jest pani pewna, że piątek 21 marca będzie już ostatecznym terminem przyjęcia projektu?

Wierzę, że tym razem projekt zostanie przyjęty już ostatecznie przez Radę Ministrów w piątek w trybie obiegowym. Musimy mieć pewność co do treści tego projektu w każdym detalu. Jest on niezwykle wrażliwy społecznie, o czym mieliśmy okazję przekonać się kilkakrotnie. Dlatego lepiej dać sobie jeszcze parę godzin na przeczytanie wszystkich ostatnich zmian.

Czytaj więcej

Polska znów więcej eksportuje prądu niż importuje. W wietrze duży spadek produkcji

Projekt ustawy ma trafić do parlamentu, tak aby mógł być rozpatrywany na kolejnym posiedzeniu Sejmu. Parlament zdąży przyjąć go przed wyborami prezydenckimi?

Taka jest wola polityczna rządu, aby projekt został przyjęty przez parlament przed majowymi wyborami prezydenckimi. Ustawa może więc trafić na biurko prezydenta Andrzeja Dudy przed pierwszą turą wyborów. Dotychczas pan prezydent nie zawetował żadnej z ustaw Ministerstwa Klimatu i Środowiska przyjętych przez parlament po grudniu 2023 r. Mam nadzieję, że przyjmie tę ustawę ze zrozumieniem interesu publicznego. Jeśli jednak jej nie podpisze, ustawa będzie czekać na nowego gospodarza Pałacu Prezydenckiego.

Szefem sejmowej komisji ds. energii, która będzie pracować na projektem, jest poseł PiS Marek Suski. To jego poprawka dwa lata temu przesądziła, że wiatraki można stawiać 700 m od najbliższych zabudowań, a nie 500 m. Nie obawia się pani opźniania prac komisji?

Marek Suski nie operuje większością parlamentarną, ale oczywiście spodziewam się, że będą jakieś próby obstrukcji, próby zmiany tej ustawy na poziomie parlamentarnym. Posłowie opozycji zapewne będą próbowali straszyć ludzi, manipulować danymi, zarzucać nam działania lobbystyczne itd. To wszystko już znamy i wielokrotnie te zarzuty obalaliśmy, jeśli będzie trzeba, zrobimy to kolejny raz. Przypominam jednak, że odległość 500 m była już w przedłożeniu rządowym PiS w 2023 r. i została zmieniona dopiero przez pana Suskiego podczas komisji sejmowej. Konsensus polityczny jest zatem dobrze nam znany i jeżeli ma wygrać zdrowy rozsądek oraz interes społeczny, to ten projekt musi wejść do polskiego porządku prawnego. Pozwoli produkować w Polsce więcej taniej energii. Bez większej ilości energii z wiatru na lądzie będzie to trudne.

Skąd pewność, że energia z OZE to tani prąd?

Jeżeli tylko widzimy, że gdy mamy większą generację OZE danego dnia, to ceny energii na giełdzie są niższe. Im więcej energii z OZE w miksie energetycznym kraju, tym niższe ceny na rynku, a w konsekwencji także na naszych rachunkach za prąd. Opozycja, a więc PiS, Konfederacja, nie przyjmuje tego do wiadomości. Oni wolą sprzedawać energię najdroższą na rynku, ale mam wrażenie, że głównie dlatego, że nie rozumieją, jak działa system energetyczny kraju. Mam nadzieję, że wynika to tylko z niewiedzy, a nie cynizmu i głupoty.

Projekt nowelizacji ustawy mógł już dawno być w Sejmie, gdyby nie aktualizacja zakładająca tzw. repowering (możliwość modernizacji istniejących farm wiatrowych). Tymczasem pierwsze farmy będą mogły być modernizowane ze względu na wiek dopiero za trzy lata…

Absolutnie nie. Inwestor na mocy naszych decyzji będzie mógł modernizować farmy wiatrowe w każdym momencie, niezależnie od ich wieku. Skracamy ten proces inwestycyjny z 5 lat do ok. 2,5. Oczywiście będą ściśle określone zasady i obostrzenia, jak ten proces przeprowadzić. Przez decyzje naszych poprzedników moc turbin wiatrowych była ograniczona. W efekcie powstawały wiatraki o mniejszej mocy, wyposażone w starsze modele turbin. Inwestor będzie mógł wymienić te turbiny na efektywniejsze, produkujące więcej energii.

Czy będzie konieczna nowa decyzja środowiskowa?

Proces ten będzie ściśle określony przez przepisy prawa, aby nie dochodziło do nadużyć ze szkodą dla mieszkańców. Mamy trzy warianty takiej modernizacji. Pierwszy zakłada możliwość modernizowania wiatraka bez pozwolenia na budowę i bez decyzji środowiskowej. Wówczas wiatrak może być modernizowany, ale zmianie nie może ulec wysokość masztu, średnica wirnika i sama lokalizacja. Oznacza to zwykle tylko modernizację techniczną urządzenia i wymianę podzespołów. Co ważne, modernizowane instalacje wiatrowe będą zwolnione z opłaty przyłączeniowej. Drugi wariant zakłada uproszczenia w decyzji regionalnego dyrektora ochrony środowiska, który wyraża zgodę na modernizację na podstawie złożonej wcześniej dokumentacji. Wówczas przeprowadzana jest analiza i monitoring środowiskowy i następnie wydawana jest aktualizacja oceny oddziaływania na środowisko. Ma ona pozwolić na zwiększenie mocy wiatraka do około 20 proc. Wreszcie trzecia opcja zakłada zmianę wysokości masztu i zwiększenie mocy turbiny powyżej 20 proc. Wówczas potrzebne będzie pozwolenie na budowę i decyzja środowiskowa. Nie trzeba jednak będzie aktualizować miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, o ile dopuszcza wysokość nowej turbiny. Wysokość opłaty przyłączeniowej będzie wówczas wynosić 50 proc. Wszystkie zmiany będą jednak dozwolone tylko dla inwestycji ulokowanych w odległości od najbliższych zabudowań nie mniejszej niż 500 m. Inwestor nie będzie też musiał w ciągu 60 dni uzyskać warunków przyłączenia do sieci. Będzie miał na to 12 miesięcy.

Resort rozważa usunięcie tzw. opłaty sieciowej w ramach linii bezpośredniej? Zdaniem branży ta opłata blokuje budowę OZE na własny użytek przez firmy.

Jeśli inwestor zdecyduje się na całkowite odłączenie od sieci dystrybucyjnej i przesyłowej i będzie korzystać tylko z własnej linii, to tak. Oczywiście nikt nie decyduje się na taki ruch, bo chce zabezpieczyć się na wypadek braku energii z własnej instalacji OZE i chce korzystać z ogólnodostępnej sieci. Jeśli więc z niej korzysta, to nie widzę powodu, dlaczego inwestor miałby być zwolniony z opłaty sieciowej. Wszyscy muszą się składać na utrzymanie, modernizację i rozwój sieci, nawet jeśli korzystają z niej rzadziej niż inni. Robienie wyjątków byłoby niesprawiedliwe społecznie. Ale chcemy uelastycznić przepisy dotyczące sieci w szerokiej ustawie. To jest nasz priorytet na drugą połowę roku, by przygotować przepisy, które pozwolą na optymalizację wykorzystania istniejącej sieci i lepsze zaplanowanie rozwoju i modernizacji. W ramach tego projektu ustawy chcemy rozwiązać problem braku miejsca w sieci poprzez m.in. aukcje na uwolnione moce przyłączeniowe. Planujemy zlikwidować proceder blokowania miejsca w sieci przez inwestorów, którzy nie realizują inwestycji. Projekt ustawy niebawem trafi do konsultacji społecznych.

Jaki będzie efekt liberalizacji ustawy wiatrakowej?

Chcemy do 2030 r. podwoić moc z wiatru na lądzie w systemie energetycznym. Obecnie mamy ponad 10 GW. Naszym zdaniem budowa nowych farm wiatrowych przyspieszy, a czas budowy skróci się z 5–7 lat do 3–5 lat. Lokowanie nowych farm wiatrowych w gminach będzie możliwe na zasadzie szczególnego rodzaju miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, a więc poprzez zintegrowany plan inwestycyjny. Ostateczna decyzja nadal będzie jednak należała do rady gminy i mieszkańców, którzy będą decydować, czy inwestycję wiatrową zlokalizować w swojej gminie, czy też nie.

Czytaj więcej

Wiatraki bliżej rozstrzygnięcia, ale nadal czekają na finalną decyzję

Czy patrząc na spadające ceny energii na TGE, widzi pani konieczność dalszego mrożenia cen energii po 30 września?

W mojej ocenie jest przestrzeń do obniżenia cen energii elektrycznej już poprzez same taryfy, które zatwierdza prezes URE. Po 1 października nowe taryfy dla gospodarstw domowych mogą znacząco spaść. Dzisiaj w taryfie, to ok. 623 zł za MWh, a cena mrożona do końca września wynosi 500 zł za MWh. Jeśli spółki energetyczne obniżą taryfy do ok. 500 zł za MWh, nie będzie konieczności dalszego mrożenia. Moim zdaniem przestrzeń jest.

Przestrzeń do obniżki jest, ale czy aż o ponad 120 zł/MWh?

Tak uważam. Przyznają to też przedstawiciele spółek, z którymi rozmawiam. Tauron zresztą pokazał publicznie, że ta przestrzeń do obniżenia cen jest i to bardzo duża. Liczę więc, że nie będzie konieczności dalszego mrożenia cen dla gospodarstw domowych, bo ceny rynkowe będą już znacząco niższe. Jeśli jednak tak się nie stanie, wówczas rozważymy ewentualnie dalsze mrożenie cen energii. Powtarzam jednak: firmy mają sporą przestrzeń, aby obniżyć ceny energii. Średnia hurtowa cena energii na TGE z ostatnich 12 miesięcy, licząc do lutego tego roku, wyniosła 449,38 zł za MWh. Sytuacja na rynku się stabilizuje, co pokazują ceny dla małego i średniego biznesu. Przedsiębiorcy do końca ub.r. płacili stawkę mrożoną na poziomie 693 zł za MWh. Dzisiaj – jak rozmawiam z przedsiębiorcami – uzyskują oni w ofertach ceny 620–630 zł za MWh.

Zdaniem części ekspertów ceny mogłyby spaść m.in. poprzez powrót obliga giełdowego.

Rozmawiamy, także w naszym ministerstwie, o ewentualnym powrocie obliga giełdowego. Chcemy zwiększyć konkurencję między firmami energetycznymi, które teraz w dużym zakresie realizują transakcje na rynku pozagiełdowym. Poprosiłam o aktualną analizę nasze departamenty merytoryczne. Na tej podstawie zdecydujemy o ewentualnym powrocie do obliga i jego poziomie.

Pani niedawny wpis na portalu „X” o koszcie produkcji energii z OZE wywołał niemałe emocje. Podtrzymuje Pani zdanie, że energia z OZE obniża nasze rachunki za prąd?

To nie są moje dane, a publicznie dostępne wyliczenia Agencji Rynku Energii. Pokazują one rzeczywisty koszt wytworzenia energii bez polityki klimatycznej i bez kosztów bilansowania rynku, a tylko i wyłącznie czysty, techniczny koszt wytworzenia prądu. I ten czysty, techniczny koszt wytworzenia pokazuje nam, że energia z OZE jest najtańsza. Prąd z OZE kosztuje poniżej 200 zł za MWh, powyżej 200 zł jest węgiel brunatny. Koszt produkcji energii z węgla kamiennego wynosi już powyżej 440 zł za MWh. To fakty, z którymi nie da się dyskutować. Dopiero w następnej kolejności dochodzą kolejne opłaty w tym także koszty bilansowania OZE.

Koszt prądu ze szczytowych źródeł gazowych, które będą bilansować OZE może być kilkanaście razy droższy niż średnia cena rynkowa energii…

Jednak te źródła gazowe będą pracować jedynie kilka procent w ciągu całego roku. Koszty pracy tych elektrowni będą rozkładać się na cały rok, więc ten koszt nie będzie wcale aż taki wysoki.

Paulina Hennig-Kloska

Jest absolwentką politologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Kształciła się także w zakresie analizy finansowej i controllingu na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Przez kilkanaście lat była dyrektorem w branży bankowej. Od 2015 r. jest posłanką na Sejm z okręgu konińsko-gnieźnieńskiego, członkinią Komisji Finansów Publicznych, wiceprzewodniczącą Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz wiceprzewodniczącą partii Polska 2050. Od grudnia 2023 r. jest ministrem klimatu i środowiska. 

Energetyka Zawodowa
Powstaje plan powrotu Rafako. W tle pojawił się koreański chętny
Energetyka Zawodowa
Nieprawidłowości kosztowały Orlen miliardy złotych
Energetyka Zawodowa
W Rafako zgasili światło. Byli pracownicy liczą, że uda się je jeszcze zapalić
Energetyka Zawodowa
Unijny pakiet dla przemysłu nie da niższych cen energii
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Energetyka Zawodowa
Joanna Kępczyńska, E.ON Polska: Kryzys energetyczny nie może się powtórzyć