Rząd oficjalnie na początku roku porzucił projekt wydzielenia aktywów węglowych ze spółek energetycznych na bazie pomysłu PiS, a więc powołaniu Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE). Za stabilną produkcję energii z węgla miał odpowiadać ten podmiot ze 100-proc. udziałem Skarbu Państwa, który miał przejąć wspomniane aktywa – licząc dług oraz wartość aktywów, za około 17,5 mld zł. Nie odstąpiono jednak od planów wydzielenia, a przynajmniej publicznie deklarowano, że do wydzielenia energetyki węglowej dojdzie, ale w innym wariancie. Rząd był bardzo delikatny w komunikowaniu, bo jakiekolwiek negatywne informacje dotyczące ew. braku wydzielenia przekładały się natychmiast na spadki kursów giełdowych spółek energetycznych.
Ewolucja stanowiska rządu w sprawie wydzielenia elektrowni węglowych
Jako pierwsza, że takiego „twardego" wydzielenia węgla może nie dojść sygnalizowała minister przemysłu Marzena Czarnecka w kwietniowej rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Później jednak Ministerstwo Aktywów Państwowych podkreślało, że nadal pracuje nad koncepcją wydzielenia. Aby wypracować nowy model, przy Ministerstwie Aktywów Państwowych pod koniec maja powstał zespół do spraw wydzielenia aktywów węglowych ze spółek sektora energetycznego z udziałem Skarbu Państwa.
Efekt prac tego zespołu podsumował na spotkaniu w siedzibie „Polityki Insight” minister aktywów Państwowych Jakub Jaworowski 28 listopada. Dzień wcześniej na konferencji prasowej Jaworowski na pytanie dotyczące wydzielenia aktywów węglowych przyznał publicznie pierwszy raz, że brana jest także opcja nie wydzielenia aktywów węglowych. - Prace dotyczące wydzielenia bądź nie aktywów węglowych ciągle trwają. Prowadzimy analizy, to jest dramatycznie skomplikowana sprawa, ale mam nadzieję, że jesteśmy raczej bliżej niż dalej końca tych analiz i będziemy w stanie przedstawić rekomendację dotyczącą tej sprawy - powiedział. Jak się okazuje, był to jednak tylko przedsmak tego, co powiedział Jaworowski dzień później.
Węgiel nad potrzebny
W rządzie i w spółkach panuje powszechna zgoda, że elektrownie węglowe będę potrzebne w systemie elektroenergetycznym przez przynajmniej 10 lat, jeśli nie dłużej. - To będzie różnie rozumiane w różnych latach. To, że te jednostki węglowe będą gotowe do produkcji, to nie znaczy, że będą produkować. Z prognoz wiemy, że zapotrzebowanie na energię z węgla będzie spadać. Zwiększa się ilość OZE. Z drugiej strony bez tych elektrowni (węglowych – red.) się nie obejdziemy - mówił Jaworowski, podkreślając, że te elektrownie będą działać wówczas, kiedy energii z OZE mamy mało, a więc zwykle w godzinach wieczornych. - I faktycznie 6 listopada mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie Polskie Sieci Elektroenergetyczne dokonały przywołania elektrowni (rynek mocy), bo zabrakło energii w systemie. - To pokazuje, że tej energii potrzebujemy i nie obejdziemy się bez źródeł węglowych, nawet jeśli będziemy je włączać na bardzo krótko. Dunkelflaute (brak wiatru i słońca) zdarza się częściej w okresie jesienno-wiosennym. Tego dnia, kiedy doszło przywołania rynku mocy to o godz. 15:30 97 proc. energii w Polsce pochodziło z węgla. To pokazuje, że bez źródeł węglowych się nie obejdziemy, nawet jeśli będziemy je włączać na krótki czas. Z kolei to powoduje, że będą mało zarabiać, czyli stają się lub mogą być nierentowne – z tą tezą ministra wszyscy w branży się zgadzają.
Inaczej jest jednak jeśli chodzi o kolejne elementy, bo tu konieczne jest znalezienie rozwiązania między wciąż potrzebnym węglem, a brakiem jego opłacalności. Innymi słowy brakuje rozwiązania, które rozwiąże dylemat bezpieczeństwa i ekonomicznej opłacalności. - Tutaj dochodzimy do całej poprzedniej koncepcji Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Pierwszym argumentem przemawiającym za NABE był brak rentowości. Skoro więc są lub mogą być nierentowne to zabierzmy je ze spółek. Drugim argumentem za tym procesem była sugestia, że firmy energetyczne z aktywami węglowymi nie będą mogły się finansować jeśli chodzi o budowę nowych mocy w OZE.. (…)To wszystko trzeba jeszcze na twardych liczbach opracować. (…) Wyłączamy aktywa, które z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć są pod wodą. Tworzymy więc bankruta ze 100 proc udziałem państwa – mówił minister.