– Jesteśmy dobrze przygotowani na przetrwanie zimy, niezależnie od tego, czy w Niemczech otrzymujemy gaz z Rosji i w jakich ilościach – powiedział w poniedziałek dziennikarzom Steffen Hebestreit, rzecznik niemieckiego rządu. Przypomniał, że Niemcy przed terminem zapełniły swoje podziemne magazyny gazu w 85 proc. i mają też możliwość otrzymywania surowca od innych niż Gazprom dostawców.
W poniedziałek Oslo zapowiedziało rekordowy eksport gazu do Unii w tym roku. Sięgnie on 117 mld m sześc. W minionym roku było to 80,1 mld m sześc. wobec 141 mld m sześc., które unijne kraje kupiły w Gazpromie. Tak więc Norwegowie zabezpieczą w tym roku 83 proc. gazowego zapotrzebowania Wspólnoty.
Ile ostatecznie gazu prześle do Unii Gazprom – nie wiadomo. W poniedziałek koncern ograniczył do 30 proc. dostawy do Austrii. Niemcy dostają ok. 20 proc. zakontraktowanych wielkości. Wiele krajów, jak Polska, Francja, Dania, kraje bałtyckie, w ogóle zrezygnowało z rosyjskiego gazu, nie godząc się na łamiące umowy zmiany warunków przez Rosjan. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow winą obarcza Zachód. – Problemy z dostawami gazu będą trwały aż do zniesienia sankcji – straszy.
Czytaj więcej
Nagle okazało się, że „zawsze” priorytetem Gazpromu - rosyjskiego monopolisty w eksporcie gazu, był i jest rynek krajowy. Takiemu oświadczeniu Kremla przeczą fakty: blisko 30 proc. obywateli kraju posiadającego największe światowe zasoby gazu ziemnego, nie ma w ogóle do niego dostępu.
Na razie Gazprom wciąż zarabia na spirali cenowej na gazowych giełdach Europy. Jest to jednak miecz obosieczny. Zwrócił na to uwagę w poniedziałek szef unijnej dyplomacji Josep Borrell: – Rosja nadal otrzymuje pieniądze z eksportu gazu i ropy. Sankcje nie mogą temu zapobiec, zwłaszcza biorąc pod uwagę wzrost cen. Ale jeśli chodzi o nadanie branży impulsu technologicznego, wpływ sankcji Unii jest bardzo duży i będzie coraz większy – powiedział. Sankcje szczególnie silnie oddziałują na zaawansowane technologicznie sektory rosyjskiej gospodarki, do których należy sektor wydobywczy.