Wysadzenie przez Rosjan zapory na Dnieprze w Nowej Kachowce nie będzie pociągało za sobą bezpośrednich konsekwencji dla największej elektrowni jądrowej w Europie w Zaporożu, choć zbiornik wodny był elementem chłodzenia. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej podkreśla jednak, że powstała sytuacja budzi obawy o przyszłość tego obiektu w kolejnych latach.
Czytaj więcej
Wysadzenie przez Rosjan tamy w Nowej Kachowce u ujścia Dniepru do Morza Czarnego nie będzie pociągało za sobą bezpośrednich konsekwencji dla największej elektrowni jądrowej w Europie w Zaporożu. Pośrednie jednak - jak najbardziej. Eksperci studzą emocje.
Wyłączony atom
W krótkim terminie wysadzenie zapory nie wpływa na bezpieczeństwo energetyczne Ukrainy. Maciej Zaniewicz, analityk Forum Energii, uspokaja, że bezpośredniego zagrożenia dla elektrowni jądrowej w Zaporożu nie ma, ponieważ jest ona wyposażona w kilka zapasowych systemów bezpieczeństwa, które właśnie teraz zdają egzamin. – Jak informują Ukraińcy, poza zbiornikiem rezerwowym przy samej elektrowni system bezpieczeństwa dopełniają rękawy i pompy, które służą do poboru wody chłodzącej elektrownię z innych zbiorników. Niemniej działanie Rosjan to kolejne naruszenie następnego elementu bezpieczeństwa – mówi.
Podobnego zdania jest Mariusz Marszałkowski, redaktor naczelny portalu Polon, zajmującego się m.in. tematyką wschodnią. Jego zdaniem zniszczenie tamy nie rodzi żadnego zagrożenia dla pracy elektrowni ani dla całego systemu energetycznego. – Wysadzenie zapory w Nowej Kachowce nie będzie miało negatywnego wpływu na funkcjonowanie Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, gdyż ta de facto od marca 2022 roku nie funkcjonuje. Tylko jeden z sześciu bloków elektrowni znajduje się w rezerwie w celu podtrzymania podstawowych „funkcji życiowych” elektrowni takich jak chłodzenie wyłączonych reaktorów – mówi Marszałkowski.
Oba obiekty, a więc elektrownia na zaporze, jak i sama elektrownia jądrowa w Zaporożu, są poza kontrolą ukraińską.