Istnieją jednak długoterminowe obawy, zarówno dotyczące bezpieczeństwa, jak i możliwości ponownego uruchomienia elektrowni w nadchodzących latach. Obecnie działa ona na minimum mocy. Jest pod kontrolą okupantów z Rosji. Reaktory zostały wygaszone, bowiem znajdują się na linii frontu, a sieci elektroenergetyczne wyprowadzające energię są uszkodzone i są pod ciągłym ostrzałem. Pięć z sześciu reaktorów znajduje się w stanie „wyłączenia” lub jest wyłączona i schładzana, a jeden znajduje się w stanie „gorącego wyłączenia”, utrzymywanego w temperaturze 200-250°C, aby łatwiej było go ponownie uruchomić, jeśli pozwolą na to warunki. Dostarcza ciepło zimą do sąsiedniego miasta Energodar.
W podobnym tonie co Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej brzmią opinie polskich ekspertów.
Bez zagrożenia
Obawy dotyczące zagrożenia dla elektrowni jądrowej studzi prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej. „Dla bezpieczeństwa reaktorów kluczowe jest stałe źródło zasilania pomp tłoczących wodę w obiegu pierwotnym reaktora. Ewentualny ubytek wody ze zbiornika z tama można uzupełnić z innych źródeł Zagrożenia jądrowego więc nie było i nie ma” – wyjaśnia. Niepokojący jest jednak fakt, że Rosjanie przekraczają kolejną barierę bezpieczeństwa energetycznego. „Wysadzenie tamy pokazuje, że Rosjanie nie oddadzą elektrowni jądrowej w Zaporożu pokojowo, ale pozostawić mogą pułapki, uszkodzenia, które nie pozwolą na jej szybkie ponownie uruchomienie, a może nawet celowo poważnie uszkodzić reaktory” – mówi.
Obawy o braki mocy po wojnie
Prof. Świrski wskazuje na inne niebezpieczeństwo dla systemu energetycznego Ukrainy. „Na Dnieprze poza Nową Kachowką jest kilka innych elektrowni wodnych o łącznej mocy nawet kilku tys. MW. Przerwanie tamy może zakłócić prace tych elektrowni i jeszcze bardziej obniżyć możliwości produkcji energii na Ukrainie” – mówi.
Maciej Zaniewicz, analityk Forum Energii uspokaja, że bezpośredniego zagrożenia dla elektrowni jądrowej w Zaporożu nie ma, ponieważ jest ona wyposażona w kilka zapasowych systemów bezpieczeństwa, które właśnie teraz zdają egzamin. – Jak informują Ukraińcy, poza zbiornikiem rezerwowym przy samej elektrowni, system bezpieczeństwa dopełniają rękawy i pompy, który które służą do poboru wody do chłodzenia elektrowni z innych zbiorników wodnych. Niemniej działanie Rosjan to kolejne naruszenie następnego elementu bezpieczeństwa – mówi. Wskazuje, że na ten moment nie ma żadnego zagrożenia dla pracy elektrowni jak dla całego systemu energetycznego. – Oba obiekty, a więc elektrownia na zaporze jak i sama elektrownia jądrowa w Zaporożu są poza kontrolą ukraińską. Na dłuższą metę jednak brak zapory to duży problem dla normalnej pracy elektrowni jądrowej przy pełnej mocy. Woda zgromadzona przez zaporę w Zbiorniku Kachowskim służyła do chłodzenia elektrowni jądrowej – mówi. Obecnie obiekt jest praktycznie wyłączony z pracy. – Rezerwowe punkty poboru wody nie wystarczą jednak do chłodzenia elektrowni podczas normalnej pracy – dodaje Zaniewicz. Z kolei sama elektrownia na zaporze, przed inwazją, bilansowała ukraiński system energetyczny. W czasie wojny zapotrzebowanie na prąd spadło w Ukrainie o 30 – 40 proc. – Brak tych dwóch elektrowni nie stanowi obecnie zagrożenia dla energetycznego systemu Ukrainy. Jeśli jednak wojna się skończy i ruszy odbudowa, to Ukraina będzie pozbawiona największej, stabilnej elektrowni jądrowej i ważnej jednostki bilansującej. Samo Zaporoże zabezpieczało 20 proc. potrzebny Ukrainy na prąd – dodaje.
Import taniego prądu z Ukrainy do Polski oddala się
Od maja działa także połączenie elektroenergetyczne Rzeszów – Chmielnicka, która docelowo miało pozwolić na import energii z ukraińskich elektrowni jądrowych do Polski. Połączenie powstało niezależnie od działającego od lat mostu energetycznego między oboma krajami. Polski system energetyczny dotychczas był połączony jedynie z ukraińską elektrownią węglową Dobrotwór. Nowa linia miała to zmienić, jednak w związku z trwającą agresją i wzmożonymi od maja atakami rakietowymi, Ukraińcy mieli poinformować stronę polską o ograniczeniu dostępności energii w godzinach szczytu. Eksport jest śladowy, ale nie jest to bezpośrednio związane z wysadzeniem tamy w Nowej Kachowce, a raczej problemami w zapewnieniu dostaw energii na samej Ukrainie.