To oficjalne dane rosyjskiego banku centralnego. Analitycy banku tak je tłumaczą: „Stało się to wskutek pogorszenia się otoczenia cenowego i spadku wielkości eksportu ropy w wyniku zaostrzenia sankcji, restrukturyzacji łańcuchów dostaw i przepływów finansowych”.
Wielkość eksportu ropy naftowej systemem Transnieftu zmniejszyła się w ciągu 9 miesięcy o 8 proc., a ropa marki Urals potaniała średnio o 26 proc. W tym roku baryłkę eksportowano średnio po 59,54 dolara, podczas kiedy w 2022 r. klienci płacili 80,58 dolarów (pułap cenowy obowiązuje od 5 grudnia 2022 r.).
Czytaj więcej
Rosyjski reżim nie wyklucza dochodzenia odszkodowania za wysadzone gazociągi na dnie Bałtyku. Komizm sytuacji polega na tym, że są tropy wskazujące, iż to Rosjanie sami wysadzili Nord Stream i Nord Stream 2.
Bolesne zderzenie z prawdziwą konkurencją
Wprowadzenie pułapu cenowego na rosyjską ropę i produkty naftowe przez kraje Unii i G7 wymusiło na rosyjskich producentach reorientację przepływów eksportowych do Azji i Afryki. W rezultacie logistyka stała się droższa, wzrosły koszty transakcji, a niektóre płatności docierały z opóźnieniami – zauważa bank centralny. „Ponadto nadal istnieje ryzyko wprowadzenia wtórnych sankcji dla przemysłu naftowego” – czytamy w opracowaniu.
To o czym bank nie wspomina, to rynek, na którym przyzwyczajonym do niemal monopolu w Europie, rosyjskim firmom przyszło ostro konkurować. Azja i Oceania są zdominowane przez długoletnich dostawców z Australii, Indonezji, Malezji czy Bliskiego Wschodu. Ceny są niższe aniżeli w bogatej Europie, a bić się trzeba o każdy kontrakt. Rosja nie ma tam też systemu rurociągów (oprócz dwóch - ropy i gazu do Chin), by szybko i taniej sprzedawać.