Decyzja Białego Domu, która zapadła 18 października i właśnie zaczyna obowiązywać, ma nie tylko zmienić sytuację polityczną w ogarniętym od kilku lat potężnym kryzysem gospodarczym kraju, ale też odblokować wenezuelski eksport ropy. Wenezuela ma największe zasoby ropy na świecie (ok. 14 proc. wszystkich), ale obecnie pompuje zaledwie kilkaset (500-700 tys.) baryłek dziennie, czyli blisko 5 razy mniej niż 15 lat temu.
To pokłosie sankcji z 2017 r., które wprowadził Donald Trump, ale też nieudolnej, skorumpowanej ekipy Maduro, która zawładnęła państwowym koncernem naftowym Petróleos de Venezuela (PDVSA).
Czytaj więcej
Chiny bez skrupułów wykorzystują wojnę w Ukrainie do tanich zakupów w Rosji. W tym roku import rosyjskiej ropy zwiększył się o blisko jedną czwartą. Pomimo to chińskie koncerny zapłaciły Rosjanom o 2,3 proc. mniej niż rok wcześniej.
W latach 2016-2021 Wenezuela straciła jedną trzecią PKB, dwie trzecie produkcji ropy naftowej i światowe uznanie władzy Maduro. Sankcje odcięły kraj od rynków kapitałowych i możliwości eksportu ropy, a inflacja osiągnęła rozmiary niespotykane na świecie - ponad milion procent. Z kraju wyemigrowało ponad 4 miliony ludzi, większość do sąsiedniej Kolumbii.
Na złamanie amerykańskich sankcji zdecydował się jedynie sam pozostający pod ograniczeniami Iran. Nie kupował on jednak wenezuelskiego surowca, ale dostarczał swój, bo koncern PDVSA niemal zatrzymał swoje pompy.