Nie pomogła nagła wizyta Ursuli von der Leyen w poniedziałek wieczorem w Budapeszcie ani wideokonferencja Emmanuela Macrona z Viktorem Orbánem we wtorek. Węgry nie zgadzają się na wprowadzenie embarga na ropę z Rosji. Co prawda francuski minister ds. europejskich Clement Beaune zapowiedział, że porozumienie jest możliwe w tym tygodniu, ale cena już jest wysoka, a może jeszcze wzrosnąć.
Nic dziwnego. – Ta propozycja jest równoznaczna ze zrzuceniem bomby atomowej na węgierską gospodarkę – stwierdził Viktor Orbán, gdy Bruksela przedstawiła projekt embarga na rosyjską ropę.
Mnożą się wyjątki
Zakłada on zakaz importu surowca w ciągu sześciu miesięcy, a do końca roku – także importu produktów ropopochodnych. Bruksela zaproponowała jednak dwa istotne wyjątki. Dla Słowacji i Węgier ta zależność, w postaci dostaw z tytułu wcześniej podpisanych kontraktów, mogłaby potrwać do końca 2023 r. Dlatego, że to nie tylko kraje bardzo uzależnione od ropy rosyjskiej, ale też bez dostępu do morza, a więc bez możliwości automatycznego przestawienia się na surowiec z innych kierunków.
Jednak ten gest Budapesztowi nie wystarczył: w negocjacjach przekonuje, że powinien dostać wyjątek bezterminowy. A przy okazji mnóstwo unijnych pieniędzy na rozbudowę infrastruktury. Nieoficjalnie wiadomo, że Bruksela poszła dalej niż w swojej pierwotnej propozycji i dołożyła kolejne dwa lata okresu przejściowego dla Węgier. Dodatkowo trwają teraz rozmowy techniczne, jak konkretnie UE mogłaby pomóc Węgrom.