Cena ropy gatunku WTI rosła w czwartek o około 1 proc. i sięgała po południu 52,1 dol. za baryłkę. Było to jednak odreagowanie – po środowej przecenie surowiec ten wszedł pod względem technicznym w rynek niedźwiedzia. W czwartek cena ropy WTI była blisko 22 proc. niższa niż w szczycie z kwietnia. Wróciła na poziom ze stycznia.
Ropa europejskiego gatunku Brent jeszcze nie weszła w „bessę”, ale niewiele jej do tego brakuje. W czwartek za jej baryłkę płacono 61,3 dol., gdy w kwietniu cena zbliżała się do 75 dol.
Tańsza ropa może już wkrótce mocniej przełożyć się na przecenę paliwa na stacjach, a także przyczynić się do poprawy wyników rafinerii. Marża rafineryjna PKN Orlen wzrosła już z 10,5 dol. na baryłce w kwietniu do 11,5 dol. w maju.
Bezpośrednim impulsem do ostatniej przeceny były opublikowane w środę dane amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznych (EIA) mówiące, że zapasy ropy w USA (wyłączając rezerwy strategiczne) wzrosły w zeszłym tygodniu do 483,3 mln baryłek, czyli najwyższego poziomu od lipca 2017 r. Czynników prowadzących do przeceny jest jednak więcej, a głównym z nich są obawy przed ostrym spowolnieniem gospodarczym na świecie.
– Połączenie rosnących amerykańskich zapasów, obaw przed wojnami handlowymi oraz niepokoju dotyczącego gospodarki przeważyło nad czynnikami podażowymi, które doprowadziły cenę ropy WTI w kwietniu do poziomu 66 dol. za baryłkę – twierdzi Matt Smith, szef działu analiz surowcowych w firmie badawczej ClipperData.