Przedstawiciele branży podkreślają, że okres pandemii tylko chwilowo przyhamował zainteresowanie inwestycjami w mikroinstalacje. – Na początku kwietnia faktycznie klientów było bardzo mało, i to było dla nas zrozumiałe. Fotowoltaika nie jest artykułem pierwszej potrzeby. Natomiast maj i czerwiec były już lepsze dla naszego biznesu – zaznacza Mirosław Bieliński, prezes Stilo Energy. Przyznaje jednocześnie, że jeśli pandemia mocno odbije się na gospodarce, to branża fotowoltaiczna też będzie rosła trochę wolniej, niż można było się spodziewać jeszcze pół roku temu. – Z drugiej zaś strony pandemia zwróciła wszystkich w stronę własnych kieszeni. Może być tak, że wizja tańszego prądu z własnej instalacji i chęć zaoszczędzenia na rachunkach za prąd będą większą motywacją właśnie w czasach kryzysu – dodaje Bieliński.
Także zdaniem Dawida Zielińskiego, prezesa Columbus Energy, to właśnie drożejąca energia elektryczna jest obecnie głównym motorem rozwoju branży nad Wisłą. – Według mnie to, co mobilizuje społeczeństwo do inwestycji w fotowoltaikę, to dziś już nie rządowe dopłaty, ale rosnące ceny energii elektrycznej. Na razie może nie jest to tak odczuwalne. Jednak w najbliższych latach, gdy nie będzie już żadnych agitacji politycznych, zobaczymy, na ile duża energetyka i państwo będą w stanie powstrzymać zwyżki cen prądu, które powinny być zaskakująco duże – przekonuje Zieliński. Zapewnia, że to dobra opcja nie tylko dla gospodarstw domowych, ale także dla firm, które skupiają się dziś na zabezpieczeniu się przed podwyżkami cen energii. A im droższy prąd oferowany przez sprzedawców energii, tym szybciej zwraca się instalacja fotowoltaiczna. Branża szacuje, że obecnie okres zwrotu wynosi najczęściej od sześciu do ośmiu lat.
Tańsza technologia
Upowszechnienie słonecznych instalacji było też możliwe dzięki potężnemu spadkowi cen urządzeń. Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA) szacuje, że w latach 2010–2018 spadek kosztów wytworzenia prądu w elektrowniach słonecznych sięgnął aż 77 proc. Eksperci IEO podają natomiast, że obecnie średni koszt instalacji fotowoltaicznej w Polsce waha się od 2,4 tys. zł za kilowat przy największych obiektach (o mocy 5 MW) do 5,8 tys. dla najmniejszych źródeł (o mocy 1 kW). W wydatkach tych udział kosztów modułów fotowoltaicznych sięga od 35 do nawet 51 proc.
Moce słoneczne rosną na całym świecie. W 2019 r. globalnie zainstalowanych było już 578,5 GW mocy w fotowoltaice, czyli o 20 proc. więcej niż w 2018 r. W samej tylko Unii Europejskiej w 2019 r. dodano 16,7 GW nowych mocy, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej. Według szacunków Solar Power Europe w minionym roku Polska była piątym rynkiem w UE pod względem przyrostu mocy zainstalowanej w fotowoltaice. Zdecydowanym liderem od lat pozostaje Hiszpania, której przybyło 4,7 GW. Na kolejnych miejscach znalazły się Niemcy, Holandia i Francja.
Czas na duże farmy
IEO wskazuje, że polska fotowoltaika, w przeciwieństwie do wielu krajów w Europie, ma obecnie bardzo prosumencki, rozproszony charakter. Instytut prognozuje, że w tym roku rynek nakręcać będą głównie mikroinstalacje. Stanowią one obecnie około 70 proc. mocy zainstalowanej w tym segmencie. Natomiast w latach 2021–2022 czeka nas boom w sektorze farm fotowoltaicznych. Obecnie głównym motorem napędowym w tym obszarze są aukcje na energię z OZE. Instytut szacuje, że w latach 2021–2022 zostanie oddane do eksploatacji około 2,8 GW mocy w tego typu farmach, a do 2023 r. udział tego sektora w rynku fotowoltaiki zrówna się z udziałem mikroinstalacji.
Shutterstock
Foto: energia.rp.pl
– Oczekujemy, że ogólnoświatowy trend polegający na odchodzeniu od źródeł kopalnych w energetyce na rzecz OZE jeszcze zyska na sile. Branże fotowoltaiczna i BIPV (zastępowanie tradycyjnych materiałów budowlanych elementami fotowoltaicznymi – przyp. red.) mają szansę znaleźć się w gronie popandemicznych zwycięzców – przekonuje Dawid Cycoń, prezes ML System.