W budżetach na 2018 r., zatwierdzanych w końcówce ubiegłego roku, samorządowcy uwzględnili wyższe wpływy z tytułu podatku od farm wiatrowych. Teraz mają problem, bo muszą zwracać nienależnie pobraną daninę.
Jak wskazuje Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej (SGPEO) – powołując się na dane prezentowane w uzasadnieniu do nowelizacji przez Ministerstwo Energii – różnica dla działających w naszym kraju 5,8 GW mocy wiatrowych wynosi ok. 466 mln zł. Szacowany wymiar podatku w skali kraju przed wejściem w życie ustawy wiatrakowej od części budowlanej wynosił 247,5 mln zł, a po jej wejściu należność od części budowlanej i technicznej sięgała 713,5 mln zł.
– Władze centralne nie słuchały, gdy ostrzegaliśmy, że będziemy mieli problem. Jednocześnie dyscyplina finansów publicznych zobowiązuje samorządy do uwzględniania w budżecie dochodów deklarowanych przez inwestorów, a orzecznictwo sądów administracyjnych jednoznacznie mówiło o konieczności uiszczania wyższych podatków (teraz sprawa jest w NSA – red.) – tłumaczy Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica i przewodniczący SGPEO.
Jak szacuje, około 25 proc. gmin porozumiało się z inwestorami i rozliczało podatki na starych zasadach. Oni są dziś w najlepszej sytuacji. Inni pobrali większy podatek, ale część zabezpieczyła się, odkładając nadwyżkę na osobne konto. Są jednak i tacy, którzy zaplanowali wieloletnie inwestycje, licząc na wyższe dochody z tego tytułu.
– Spotykamy się w najbliższych dniach w gronie gmin posiadających wiatraki na swoim terenie. Będziemy uzgadniać wspólne stanowisko. Nie wykluczamy wszczęcia postępowań odszkodowawczych wobec Skarbu Państwa czy skierowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego – mówi „Rzeczpospolitej” Kuliński. Gminy obawiają się też niekorzystnego rozstrzygnięcia przed NSA za 2017 r., kiedy podatek farm sięgnął w całym kraju 640-–670 mln zł.