Liberalizacja przepisów zakazujących sprzedaży węgla najniższej jakości zakonserwuje smog, z którym zmagamy się od lat.

Uchwalenie zakazu sprzedaży miału – choć odroczone na dwa lata – było sukcesem poprzedniego rządu, a przede wszystkim Jadwigi Emilewicz, która starała się jak najszybciej wdrożyć przepisy. Jednak opór lobby węglowego z nieistniejącego już Ministerstwa Energii spowodował ich
odroczenie. Już 1 lipca nie będzie można sprzedawać tego węglowego śmiecia. Ale branża węglowa, czując, że koronawirus jest świetnym pretekstem do ugrywania różnych interesów i wszelakich prolongat, chce, by zakaz wstrzymano. Odroczenie wprowadzenia przepisów byłoby jednak szkodliwe dla wszystkich.

Po pierwsze, dla obywatelek i obywateli polskich wsi, miast i miasteczek. Jesień i zima to niestety czas, kiedy często widzimy, czym oddychamy. I umiera od tego 40 tys. osób rocznie. Po drugie, wygrzebywanie się z odpadów węglowych i samego węgla zajmie nam jeszcze więcej czasu. Po trzecie, szansa na przejście na bezemisyjne, jak pompa ciepła, lub niskoemisyjne, jak pellet, ogrzewanie znowu się spowolni.
I wreszcie koronny argument węglarzy, że sprzedaż taniego miału umożliwi ubogim ogrzanie domu, gdy zrobi się zimno. Rządowy program „Czyste powietrze” skierowany jest przede wszystkim do gospodarstw domowych, które chcą wymienić źródło ciepła z węglowego na ekologiczny. I są na ten cel zarezerwowane dziesiątki miliardów złotych. Znowelizowane przepisy tego programu umożliwiają osobom niezamożnym otrzymanie wsparcia finansowego w okresie grzewczym z ośrodków pomocy społecznej, a także z samorządów.
Premier Mateusz Morawiecki w swoim exposé w grudniu 2017 r. zwracał uwagę, że walka ze smogiem jest cywilizacyjnym wyzwaniem, przed jakim staje nasz kraj. Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji rząd nie ugnie się pod naporem węglarzy i nie zawiesi antymiałowych przepisów. Tu nie chodzi o politykę, ale o zdrowie milionów Polek i Polaków.