Do 7 marca można zgłaszać uwagi do przedstawionego przez resort energii projektu nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Nowe przepisy mają pomóc Polsce w osiągnięciu celu 15 proc. udziału zielonej energii w zużyciu energii brutto do 2020 r. Na razie jego realizacja idzie opornie. Eksperci nie mają wątpliwości, że bez zmian w prawie zielone inwestycje nie przyspieszą. Różnią się natomiast w ocenie proponowanych przepisów.
Zgodnie z założeniami resortu energii, nowelizacja ustawy ma umożliwić przeprowadzenie w tym roku aukcji dla 3,4 tys. MW nowych mocy wytwórczych z różnych rodzajów OZE. Największe wsparcie przewidziano dla lądowych farm wiatrowych, których moc po tegorocznych aukcjach ma wzrosnąć o 2,5 tys. MW, do 9,5 tys. MW. Kolejne 750 MW energii ma powstać dzięki aukcjom dla elektrowni słonecznych, dzięki czemu łączna moc tych instalacji ma sięgnąć 1,4 tys. MW.
Na pozytywny zwrot rządu w kwestii OZE zwraca uwagę Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej. – Projekt nowelizacji ustawy o OZE po raz pierwszy ma zdecydowanie więcej zalet niż wad – komentuje Wiśniewski. – Planowany przyrost mocy OZE po ubiegłorocznej i planowanej na ten rok aukcji brzmi imponująco. Zwiastuje wzrost produkcji energii elektrycznej z OZE z dotychczasowych 21 TWh (terawatogodzin) na rok do 35 TWh – dodał. Zastrzega jednak, że nie da się szybko nadrobić straconego czasu, a aukcje ogłoszone w czerwcu tego roku mogą doprowadzić do wskazanego wzrostu produkcji zielonej energii dopiero w latach 2022–2023.
Z kolei według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), nowe przepisy tylko pozornie dają nadzieję na poprawę sytuacji branży wiatrowej w Polsce, a przyrost mocy po tegorocznej aukcji w praktyce może być zerowy. – Instalacje wiatrowe zakontraktowane w ramach tegorocznej aukcji nigdy nie powstaną. Banki nie zdecydują się na finansowanie projektów, którym w trakcie realizacji wygasają pozwolenia na budowę, ważne tylko do maja 2021 r. – alarmuje Janusz Gajowiecki, prezes PSEW. Dlatego, mimo że zauważa pewne pozytywne tendencje wynikające z proponowanych przepisów, nie widzi szans na ożywienie w branży i zasypanie luki inwestycyjnej. Stowarzyszenie rekomenduje m.in. wydłużenie ważności pozwoleń na budowę dla farm wiatrowych do 2023 r.
PSEW negatywnie ocenia też propozycję wprowadzenia zmian dla istniejących już instalacji korzystających ze wsparcia w postaci tzw. zielonych certyfikatów. Jak zaznacza stowarzyszenie, w wyniku przyjęcia proponowanych rozwiązań łączne przychody ze sprzedaży energii i zielonych certyfikatów farmy wiatrowej nie przekroczą 312 zł za MWh, czyli będą niewiele wyższe od tych z lat bessy z przełomu lat 2017 i 2018. Tymczasem w biznesplanach większości farm inwestorzy zakładali przychody na poziomie 400–450 zł za MWh. – Farmy działające w systemie zielonych certyfikatów znów znajdą się na skraju bankructwa. Zagrożonych utratą rentowności może być ok. 70 proc. istniejących instalacji – szacuje Gajowiecki.
W styczniu resort energii w wysłanym do Komisji Europejskiej krajowym planie na rzecz energii i klimatu przyznał, że Polska nie zdoła zrealizować nałożonego na nią przez Unię Europejską celu dla OZE, których udział w końcowym zużyciu energii brutto powinien wynosić 15 proc. do 2020 r. Krajowy plan zakłada zrealizowanie tego celu dopiero dwa lata później. W 2020 r. uda nam się osiągnąć jedynie 13,8 proc. Udział ten ma wzrosnąć do 17 proc. w 2025 r. i 21 proc. w roku 2030. To będzie polski wkład do celu unijnego wynoszącego co najmniej 32 proc. w 2030 r.