Dotychczas 10 państw członkowskich Unii Europejskiej, posiadających łącznie 26 proc. zainstalowanych mocy węglowych, zadeklarowało odejście od tego paliwa do 2030 roku. W styczniu tego roku komisja powołana przez niemiecki rząd zaleciła wycofanie węgla z eksploatacji najpóźniej do 2038 roku, przy czym 2/3 zainstalowanej mocy ma zostać wyłączone do końca przyszłej dekady.
CZYTAJ TAKŻE: Greenpeace przykrył siedziby PiS i PO czarnym płótnem
Nie ulega wątpliwości, że dla kraju, w którym prawie 80 proc. energii elektrycznej pochodzi z elektrowni węglowych, a w sektorze wydobywczym zatrudnionych jest bezpośrednio ponad 83 tysiące osób, to trudne zadanie. Ale jest to również zadanie konieczne: ze względu na intensywność emisji dwutlenku węgla i szybko spadające koszty niskoemisyjnych alternatyw, wycofywanie się z węgla jest jednym z najważniejszych i najpilniejszych kroków w celu uniknięcia najgorszych skutków zmian klimatycznych. Najtańsza ścieżka redukcji emisji pokazuje, że aby osiągnąć cel Porozumienia Paryskiego, węgiel powinien być stopniowo wycofywany w krajach rozwiniętych do około 2030 r.
Czy cel ten można osiągnąć? Opublikowane ostatnio przez firmę Enervis studium wykazało, że wycofanie z węgla w Polsce jest możliwe do 2035 roku. Do takiego wniosku analitycy doszli pomimo założenia silnego wzrostu zużycia energii elektrycznej. Tylko część tego wzrostu będzie spowodowana elektryfikacją transportu i zwiększeniem roli pomp ciepła – reszta miałaby wynikać ze wzrostu PKB. Potencjał efektywności energetycznej, który pozwolił UE na zmniejszenie zużycia energii elektrycznej o 2 proc. w porównaniu z rokiem 2000 pomimo wzrostu gospodarki o 13 proc., został w dużej mierze w tym opracowaniu zignorowany.
Wspomniany raport jest jeszcze bardziej konserwatywny w odniesieniu do kosztów energii odnawialnej: dopiero w latach 20-tych obecnego wieku spodziewane jest osiągnięcie poziomu odnotowanego na ostatnich aukcjach energii odnawialnej w Niemczech, wynoszącego około 4 eurocenty za kilowatogodzinę. Nie ma powodu, aby zakładać, że znaczący i – dla wielu – zaskakująco szybki spadek kosztów energii słonecznej i wiatrowej w najbliższym czasie wyhamuje. Wręcz przeciwnie: wraz z rosnącym popytem – wyraźnie widocznym w Polsce – ekonomia skali jeszcze bardziej przyspieszy spadek kosztów.