Jak piszemy dziś w „Rz”, ceny energii elektrycznej z dostawą na przyszły rok są dziś wyższe o połowę! Składają się na to dwa czynniki – drożejący węgiel i przede wszystkim wielokrotny wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Wyższe koszty energii to nie tylko podwyżki cen towarów i usług, napędzenie inflacji i wyższe stopy procentowe, ale utrata konkurencyjności gospodarki.
Drożejący prąd to skutek nieodpowiedzialnej polityki prowadzonej od lat, a szczególnie trzech ostatnich. Rząd Zjednoczonej Prawicy w przypadku energetyki postawił sobie jeden cel: obrona węgla. I nic innego nie jest już ważne. Ani to, że nasze wydobycie jest nieefektywne, ani to, że kopalnie wymagają miliardowych inwestycji, ani też wreszcie to, że sam węgiel mamy kiepskiej jakości. Spalanie węgla ma być główną technologią pozyskiwania energii elektrycznej, a rozwój odnawialnych źródeł energii momentalnie wstrzymano, bo obniżały rentowność bloków węglowych. A to przecież największy skarb nad Wisłą.
Piewcy obecnej polityki oparli ją na przekonaniu, że energetyka ma bazować przede wszystkim na surowcu, który od lat wydobywamy (choć coraz więcej importujemy go głównie z Rosji), zupełnie nie zważając na politykę klimatyczną UE. Nie jesteśmy ani wyspą, ani tym bardziej zieloną – by prowadzić taką politykę. Jesteśmy w UE, gdzie walczy się nie tylko z zanieczyszczeniami, ale przede wszystkim z emisją dwutlenku węgla. Produkcja prądu oparta na spalaniu węgla będzie kosztowniejsza, bo emitowanie CO2 do atmosfery będzie tylko droższe. Pora to wreszcie zrozumieć.
Hasło Clintona: „Gospodarka, głupcze!” widoczne jest w działaniach nie tylko kolejnych prezydentów USA, ale i polityków na Starym Kontynencie. Gdyby we Francji czy Niemczech miało dojść w ciągu roku do 50 proc. podwyżki cen energii, doprowadziłoby to do politycznego i gospodarczego trzęsienia ziemi. W Polsce, mimo że Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju wprost mówi o podnoszeniu konkurencyjności gospodarki, do żadnego trzęsienia nie dojdzie. I chodzi nie tylko o słabość premiera Morawieckiego w energetyce, ale o nadchodzące wybory, gdzie głos górniczego Śląska jest ważniejszy niż konkurencyjność polskich przedsiębiorstw.