W dziesiątą rocznicę największej katastrofy naturalnej, jaka nawiedziła ich kraj, Japończycy uczcili pamięć 19 000 ofiar wielkiego trzęsienia ziemi w Tohoku minutą ciszy. Nieświadomi skali zniszczeń, w Polsce kojarzymy tę datę tylko z wydarzeniami w elektrowni Fukushima-Daiichi, co utrudnia ich trzeźwą ocenę. Nad Wisłą nie grożą nam ani trzęsienia ziemi, ani fale tsunami, ale brak energii w systemie – jak najbardziej.
Wycofanie z atomu
Do stopienia rdzeni w trzech reaktorach elektrowni nie musiało wcale dojść. Dzięki umiejętnościom załogi w położonym niedaleko bliźniaczym obiekcie wcale zresztą nie doszło. Również reakcja na zdarzenia w Fukushimie była paniczna. Panicznie zareagowały władze Japonii, zarządzając niepotrzebną ewakuację 160 000 osób i wyłączenie wszystkich działających reaktorów.
Panicznie zareagowały też Niemcy. W ramach projektu transformacji energetycznej – Energiewende – Angela Merkel ogłosiła Atomausstieg, odejście od wykorzystania energetyki jądrowej w kraju. W Niemczech wzrosły ceny energii, ubóstwo energetyczne, import i zużycie gazu ziemnego, potrzebnego, by bilansować niestabilną, zależną od pogody, pory dnia i roku produkcję z wiatru i słońca. Energiewende kosztowała Niemcy setki miliardów euro, przynosząc w okresie swojego trwania zaledwie 6-proc. spadek zużycia energii pierwotnej, uzyskiwanej ze spalania paliw kopalnych. W tym samym okresie podobny spadek osiągnęły USA – bez ponoszenia związanych z Energiewende kosztów.
Spodziewany w wyniku Energiewende spadek emisji CO2, choć nastąpił, wypada blado w porównaniu z osiągnięciami Francji czy kanadyjskiej prowincji Ontario. Te swoją energetykę zdekarbonizowały w latach 80. rekordowo szybko i… przypadkiem. Wiedza o konieczności mitygacji zmian klimatu nie była wtedy powszechna – Francja i Ontario po prostu wdrożyły w swoje systemy wytwórcze energetykę jądrową. We Francji był to wyraz dążenia do maksymalnej niezależności energetycznej, w przypadku Ontario – wynik zakończonych sukcesem prac nad opracowaniem własnej cywilnej technologii jądrowej.
Jest ironią losu, że w dzień po tym, jak przewodnicząca Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Jonizującego Gillian Hirth ogłosiła, że w wyniku awarii w Fukushimie zdrowie Japończyków nie doznało uszczerbku, Svenja Schulze, niemiecka minister środowiska, oznajmiła, że Niemcy będą wywierać na pozostałe kraje Europy presję, aby zignorowały te ustalenia i idąc w ich ślady, wycofały się z atomu.