Podniesienie celu klimatycznego Unii na rok 2030 z 40 na 55 procent wydaje się dużym wyzwaniem. Rzeczywiście, będzie to wymagało dodatkowych wysiłków we wszystkich sektorach i wszystkich krajach. Nie tak dużych jednak, jak myślimy. Komisja szacuje w dokumencie, który wyciekł przed prezentacją, że wdrażane już polityki prowadzą do 45–47 procent redukcji. Do tego należy jeszcze dodać „pozaregulacyjny” efekt koronawirusa. Co prawda zużycie energii elektrycznej wróciło już w Europie do poziomu sprzed pandemii, ale zachowania – wcale nie. Wydaje się, że będziemy się mniej przemieszczać – ten efekt pandemii będzie trwały i pomoże zbić emisje w tym trudnym sektorze. Tak więc do uzgodnienia pozostał sposób redukcji emisji o 7 czy 8 procent, a nie 15.
Udział lotnictwa w transporcie spadł w tym roku na całym globie/Bloomberg
Poczucie, że zredukowanie emisji o 55 procent nie spowoduje totalnej rewolucji, wzmaga też lista podmiotów, które go popierają. Daleko wykracza ona poza strajkującą młodzież. Dzień przed przemówieniem przewodniczącej Komisji swoje wezwanie, żeby było to właśnie „co najmniej 55 procent”, wydała grupa 150 korporacji, w której była zarówno Ikea, jak i zestaw dużych producentów energii, jak EDF, Iberdrola czy Orsted, ale także Volvo.
Rewolucją będzie natomiast zbijanie emisji w branżach, które do tej pory uchodziły uwadze, takich jak rolnictwo, transport czy budownictwo mieszkaniowe. Ursula von der Leyen powiedziała o tym jasno: „Przyjrzeliśmy się dogłębnie każdemu sektorowi, aby zobaczyć, jak szybko możemy się posunąć i jak można to zrobić w odpowiedzialny, oparty na dowodach sposób”. Do tej pory utożsamialiśmy politykę klimatyczną z polityką energetyczną. Ale koniec z tym.
Myślę, że w konsekwencji zapowiedzianych zmian czekają nas negocjacje daty, od której sprzedaż nowych samochodów o tradycyjnych napędach będzie zabroniona. Jeżeli z jednej strony horyzontem jest neutralność klimatyczna w roku 2050, a cykl życia samochodu wynosi około 15 lat, musi to nastąpić około 2035 roku.