Przepis na apokalipsę

W piątkowym wydaniu, 5 kwietnia 2019 r., „Rzeczypospolitej” ukazał się artykuł „Dlaczego mamy umierać za węgiel?”, autorstwa dr. Huberta A. Janiszewskiego. Już sam tytuł jest mocno bulwersujący, a i lektura tekstu skłoniła mnie do napisania tego sprostowania i polemiki. Sprostowania, gdyż wygląda na to, że autor nie rozumie niektórych pojęć. Na ich błędnym pojmowaniu stawia tezy i daleko idące postulaty. Wprowadza tym samym w błąd czytelnika i powiela niewiedzę.

Publikacja: 10.05.2019 08:12

6 GW Z atomu zmniejszy emisję CO2 tylko o 6 proc.

6 GW Z atomu zmniejszy emisję CO2 tylko o 6 proc.

Foto: 6 GW Z atomu zmniejszy emisję CO2 tylko o 6 proc.

Pierwsza z takich tez, którą redakcja wybiła w leadzie tekstu, brzmi: „Największym problemem Polski jest konieczność zamykania elektrowni opartych na węglu, które mają największy wpływ na emisje śmiertelnego smogu”. Sięgnięcie do ogólnodostępnych informacji, pozwoliłoby dr. Janiszewskiemu dowiedzieć się, że główną przyczyną smogu jest tzw. niska emisja. Powstaje ona wtedy, gdy się pali „byle czym, w byle czym”, czyli poślednimi gatunkami węgla, drewna, a często zwykłymi śmieciami w przestarzałych piecach domowych, czy kotłowniach komunalnych. Z tych źródeł pochodzi od 80 do 90 proc. smogu. Od 5,4 do 7 proc. jego składu to zanieczyszczenia komunikacyjne, a od 2 do3 proc. to emisja z zakładów przemysłowych, w tym energetycznych. Liczby te w zależności od przedstawiających je analityków nieznacznie różnią się. Jednak w żadnym przypadku to nie przemysł stoi za niską emisją. Tak więc elektrownie węglowe nie mogą znacząco wpływać „na emisje śmiertelnego smogu”. Tym samym postulat dr. Janiszewskiego o ich zamykaniu jest niezasadny.

CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego mamy umierać za węgiel?

To, że autor tekstu nie rozumie, czym jest smog, dowodzi kolejne użyte przez niego mocne sformułowanie: „Co roku z powodu fatalnego powietrza, zanieczyszczonego CO2 (z węglowych elektrowni i pieców) umiera 40 tys. obywateli!”. I znowu wystarczy sięgnąć do ogólnodostępnych danych, żeby dowiedzieć się, iż dwutlenek węgla w stężeniach emitowanych do atmosfery, nie jest gazem trującym i nie może być tym smogowym zabójcą. Wydychamy go, pijemy w napojach gazowanych, a rośliny używają do fotosyntezy.

Gwoli sprowadzenia wywodu dr. Huberta A. Janiszewskiego na ziemię, krótko o tym, czym jest smog. To zanieczyszczenie powietrza, powstające wskutek przedostawania się do atmosfery szkodliwych związków chemicznych, takich jak tlenki siarki i azotu oraz pyłów zawieszonych, a przede wszystkim bardzo szkodliwych policyklicznych węglowodorów aromatycznych. Skąd tam się biorą w polskich warunkach –  było wyżej. Na pewno nie odpowiadają za to elektrownie węglowe, które w  przeciwieństwie do wielu innych źródeł energii, muszą być wyposażone w  odpowiednie filtry i całe instalacje do wychwytywania zanieczyszczeń. Skoro tak, to nie z ich powodu „umiera 40 tys. obywateli!”. Nie ma więc podstaw, żeby je zamykać.

""

Węgiel na hałdach/Bloomberg

energia.rp.pl

Szkodliwe oddziaływanie smogu na zdrowie i życie człowieka jest niekwestionowane. Czy akurat jest on przyczyną zgonu 40 tys. osób, jak chce autor, trudno uznać za pewnik. Liczby pojawiające się w tym kontekście są różne, a za żadną z nich nie stoi prezentacja metodologii ich wyliczenia, która by je uwiarygodniała. Po raz pierwszy podał je przed trzema laty komisarz UE ds. środowiska, gospodarki morskiej i rybołówstwa Karmenu Vella. Stwierdził on, że w Europie z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie ok. 440 tys. osób rocznie, w Polsce ok. 44 tys. I od tego czasu liczby podawane przez różne organizacje ekologiczne oscylują wokół tych wielkości i są bezkrytycznie powielane. Według raportu polskiego Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii smog (smog, a nie spalanie węgla w elektrowniach) miał w 2016 r. spowodować zgon 19 tys. Polaków.

W świetle tych faktów pytanie do dr. Huberta A. Janiszewskiego – czy górnicy odpowiadają za śmierć 550 tys., 266 tys., a może 616 tys. obywateli? Może Pan oskarży na tej samej zasadzie producentów samochodów o śmiertelne wypadki na drogach, wytwórców sznurów o samobójstwa, a fabrykantów noży o zabójstwa… Taka jest zaprezentowana logika w tym artykule.

CZYTAJ TAKŻE: Stawka większa niż węgiel

Po sprostowaniu podstawowych kwestii przejdźmy do najbardziej dyskusyjnych z  niektórych pomysłów dr. Janiszewskiego. Powołując się na raport organizacji antywęglowych twierdzi, że  świat odchodzi od energetyki węglowej. Jak to się ma to takich faktów, że w ub.r. zużycie węgla na świecie wzrosło i osiągnęło poziom sprzed 20 lat, a jego udział w produkcji energii elektrycznej rośnie i osiągnął poziom 38 proc.? Na dodatek w świecie buduje się lub planuje budowę 1600 elektrowni węglowych. Zwiększenie konsumpcji węgla do roku 2040 prognozuje Międzynarodowa Agencja Energii IEA World Energy Outlook. Wzrostem znaczenia węgla w  produkcji energii zaskoczeni zostali nawet autorzy ostatniego raportu BP Statistical Review of  World Energy 2018, którzy tendencję tę potwierdzają.

Dla dr. Janiszewskiego „najistotniejszym źródłem pozyskania energii powinny być OZE”. Tak, odnawialne źródła energii mają swoje miejsce w systemie wytwarzania energii, ale czy w najbliższych latach i to nie tylko w polskich warunkach najistotniejszym, śmiem wątpić. Nie są stabilne. Dopóki wytwarzanej przez nie energii nie będzie można magazynować i zużywać, kiedy jest potrzebna, a nie kiedy powstała, to konieczne jest funkcjonowanie alternatywnych systemów energetyki konwencjonalnej. W Polsce to elektrownie i ciepłownie węglowe. Dostarczają one prądu lub ciepła niezależnie od tego, czy akurat wieje wiatr lub świeci słońce. Dominacja energii z OZE oznacza dublowanie systemu energetycznego, czyli ponoszenie podwójnych kosztów.

Dziś i długo jeszcze OZE nie będą w stanie wyprodukować ok. 170 TWh energii elektrycznej rocznie (tyle wnosiła krajowa produkcja w 2017 r.). Wszak do tej pory nawet nie wytwarzają jednej dziesiątej tej wielkości. A zapotrzebowanie na energię w Polsce stale rośnie i będzie coraz większe.

""

Wind turbines/Bloomberg

energia.rp.pl

Dr Janiszewski pisze, że ceny pozyskiwania energii z OZE są niższe od tej z węgla – 200 zł/MWh do 240/MWh, bez powoływania się na źródło. Tak, prawie się zgadza, ale tylko w  stosunku do energetyki wiatrowej, w której koszt techniczny wytwarzania w 2017 r. wyniósł 191,7 zł/MWh. Jednak odnośnie elektrowni węglowych podane dane są sufitowe. Te pracujące na węglu kamiennym miały koszt 152,6 zł/MWh, a na brunatnym – 138,6 zł/MWh. Można o tym poczytać w czasopiśmie Stowarzyszenia Energetyków Polskich. Skąd taka dysproporcja cen w  przypadku energii węglowej, to raczy wiedzieć tylko dr Janiszewski, który ją zaprezentował.

Różnica między cenami energii z obu źródeł jest ostro stymulowana na niekorzyść węgla przez biurokratyczne działania Unii Europejskiej. Obciążają one energetykę węglową kolejnymi kosztami, a wspierają dotacjami – idącymi w setki miliardów euro – źródła OZE. Niestety, na rynku energii prawa rynku – o które zdaje się dopominać dr Janiszewski – są bardzo mocno ograniczane przez unijną politykę klimatyczną.

Reasumując – pomysły na temat uzależnienia kraju od dostaw energii z importu lub od gazu naturalnego (też z importu) w połączeniu z postulatem demonopolizacji Polskich Sieci Energetycznych stwarzają wrażenie, że chodzi o oddanie krajowej energetyki w obce ręce i  zniszczenie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Naleganie na wygaszanie energetyki węglowej (przy okazji także całego górnictwa węglowego) w krótkim czasie, a nie zastąpienie jej innymi – podkreślam – stabilnymi źródłami, byłoby dla Polski katastrofalne. Sformułowanie takich postulatów nasuwa podstawowe pytanie: czyje interesy reprezentuje dr Hubert Janiszewski? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko on. Jednak na pewno trzeba zrobić wszystko, aby kreślone przez niego i jemu podobnych wizje, nie zostały wcielone w życie. Byłaby to bowiem dla naszego kraju prawdziwa Apokalipsa.

Janusz Olszowski

Prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w Katowicach

Pierwsza z takich tez, którą redakcja wybiła w leadzie tekstu, brzmi: „Największym problemem Polski jest konieczność zamykania elektrowni opartych na węglu, które mają największy wpływ na emisje śmiertelnego smogu”. Sięgnięcie do ogólnodostępnych informacji, pozwoliłoby dr. Janiszewskiemu dowiedzieć się, że główną przyczyną smogu jest tzw. niska emisja. Powstaje ona wtedy, gdy się pali „byle czym, w byle czym”, czyli poślednimi gatunkami węgla, drewna, a często zwykłymi śmieciami w przestarzałych piecach domowych, czy kotłowniach komunalnych. Z tych źródeł pochodzi od 80 do 90 proc. smogu. Od 5,4 do 7 proc. jego składu to zanieczyszczenia komunikacyjne, a od 2 do3 proc. to emisja z zakładów przemysłowych, w tym energetycznych. Liczby te w zależności od przedstawiających je analityków nieznacznie różnią się. Jednak w żadnym przypadku to nie przemysł stoi za niską emisją. Tak więc elektrownie węglowe nie mogą znacząco wpływać „na emisje śmiertelnego smogu”. Tym samym postulat dr. Janiszewskiego o ich zamykaniu jest niezasadny.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę