Zastosowany mechanizm był rewolucyjny w swojej prostocie. Zakładał, że państwa przystępujące do Porozumienia Paryskiego będą dobrowolnie określały wysokość oraz rodzaj podejmowanych zobowiązań. Dzięki zastosowaniu takiego mechanizmu wszyscy uczestnicy negocjacji byli gotowi podpisać się pod uzgodnionym tekstem.
Pięć lat później odnajdujemy się w świecie, jaki trudno byłoby nam sobie wcześniej wyobrazić. Nie dość, że zaczynamy odczuwać skutki kryzysu klimatycznego, to na dodatek jesteśmy w środku pandemii i pogrążamy się coraz głębiej w kryzysie gospodarczym. Strach i niepewność stawiają pod znakiem zapytania wiele z naszych dotychczasowych paradygmatów. Na szczęście nie należy do nich konieczność ochrony klimatu. Jak pokazało Porozumienie Paryskie, wiara potrafi przenosić góry. Patrząc wstecz, po pięciu latach osiągnęliśmy już wiele. Ale przed nami Himalaje. Także dla Polski.
Paryż
Zanim rozbłysły flesze i strzeliły korki szampanów, dnie i noce zlewały się w jedno pasmo spotkań, formalnych i nieformalnych, i studiowania kolejnych wersji tekstu negocjacyjnego. Finał wielomiesięcznych starań stał się wycieńczajacym fizycznie i psychicznie maratonem. W końcu 12 grudnia 2015 roku blisko 200 krajów ONZ potwierdziło, że porozumienie jest uzgodnione.
Elektrownia węglowa w Chinach/Bloomberg
Rewolucyjny charakter Umowy Paryskiej polega na tym, że zobowiązuje ona wszystkie państwa członkowskie do podejmowania wysiłków. Stało się tak pomimo formalnie funkcjonującego w systemie Narodów Zjednoczonych i dawno już nieadekwatnego podziału na kraje rozwijające się i rozwinięte. Czyli na te, które muszą ciąć emisje i na te, które nie mają takich zobowiązań. W Umowie Paryskiej wprowadzono dodatkowo mechanizm cyklicznego, następującego co pięć lat, podnoszenia celów, obowiązujący wszystkie państwa – niezależnie od ich punktu startowego. Umowa Paryska stała się dowodem na nadal żywą moc dyplomacji wielostrostronnej i nadzieją na przyszłość. Nadzieją, która zobowiązuje.