Obiekty systemu transportu gazu (GTS) Ukrainy mogą stać się celem ataków Rosji natychmiast po wygaśnięciu 31 grudnia kontraktu między Naftogazem a Gazpromem. Jak powiedział Bloombergowi Christian Egenhofer, starszy badacz w think tanku CEPS w Brukseli, jest to przedmiotem rozmów w kręgach dyplomatycznych krajów Unii.
Rosyjskiego gazu nie ma, można atakować
„Prezydent Ukrainy Władimir Zełenski będzie musiał wziąć pod uwagę konieczność ochrony systemu gazociągów o długości 38,6 tys. km” – pisze Bloomberg. Od napaści Putina na Ukrainę jeden z największych systemów przesyłu gazu na świecie i największy w Europie, nie był atakowany przez rosyjskiego agresora, nie było też aktów sabotażu. Powód był oczywisty: magistralami Ukrainy przepływał gaz rosyjski.
Ale od 2025 r. ten gazu już więcej nie popłynie. Putin może więc zacząć atakować rakietami nie tylko elektrownie czy sieci energetyczne, ale też gazociągi. Bruksela i Kijów mają świadomość takiego zagrożenia. I już się na to przygotowują. Prorosyjskie kraje Unii, jak Słowacja czy Węgry, naciskają na prezydenta Ukrainy, by się ugiął i wbrew wielokrotnym oświadczeniom o definitywnym końcu przesyłu rosyjskiego surowca – zezwolił na kontynuację.
Prezydent Ukrainy Władimir Zełenski wielokrotnie zapewniał, że nie przedłuży umowy z Gazpromem, gdyż jest to korzystne dla machiny wojskowej Kremla. Już w sierpniu mówił, że sprawa została wyjaśniona: „Nie dojdzie do nowego kontraktu, wszystko jest już jasne” - powiedział. Putin odpowiedział na to 19 grudnia: „No cóż, przetrwamy, Gazprom to przeżyje”.
Czytaj więcej
Od napaści Putna na Ukrainę europejski rynek gazu zmienił się nie do poznania. Gazprom spadł do roli trzeciorzędnego gracza. Zużycie gazu w Unii zmniejszyło się bez uszczerbku dla odbiorców. Rosyjski gaz traci ostatni gazociąg do Unii. Ukraina zamienia się w hub LNG dla Europy Wschodniej i Północnej.