Aż 35 proc. gazu sprowadzanego przed rosyjską inwazją na Ukrainę przez kraje UE dostarczał Gazprom. To sprawiło, że Europa była wyjątkowo podatna na energetyczny szantaż, a efektem było pojawienie się zachęty dla rosyjskiego reżimu do zaatakowania sąsiada z nadzieją, że kraje UE nie zdobędą się na udzielenie Ukraińcom pomocy.
Widmo Gazpromu. Norweski Equinor zyskał wpływ na ceny gazu
Po tym, jak Europie udało się uniezależnić od błękitnego paliwa dostarczanego przez Gazprom, na rynku znów pojawił się dostawca tak duży, że może wpływać na ceny. To norweski Equinor (dawniej Statoil), który dostarcza co piąty sprowadzany do UE metr sześcienny gazu. Odpowiadającemu za dwie trzecie całości norweskich dostaw państwowemu koncernowi sporo brakuje do osiągnięcia udziałów rynkowych, jakimi dysponował Gazprom, a jego wiarygodność jest zgoła nieporównywalna.
Czytaj więcej
Część zamkniętych w USA reaktorów atomowych zacznie znów działać. Zdaniem finansistów to pociągnie w górę ceny uranu, określanego mianem „zielonej inwestycji dla realistów”.
Jednak posiadanie 20-procentowego udziału to wciąż dużo, a w przypadku Norwegów problem z przewidywalnością dostaw również istnieje, tyle że nie dotyczy celowych manipulacji cenami, a podatności na zakłócenia w dostawach. Mocną stroną norweskiego systemu wydobycia i przesyłu gazu z pewnością nie są awarie techniczne i często przedłużające się prace konserwacyjne. W warunkach powolnie ustępującego kryzysu energetycznego związane z nimi zakłócenia dostaw od razu przekładały się na skoki cen gazu.
Equinor ma problemy techniczne
Przykład? Kiedy ubiegłego lata Norwedzy poinformowali, że prowadzone wówczas prace konserwacyjne się przedłużą, wystarczyło kilka minut, by notowania będących punktem odniesienia dla całej UE holenderskich kontraktów na gaz skoczyły o 20 proc.