– Czekają nas trzy ciężkie zimy – mówi „Rzeczpospolitej” Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Zielonego Ładu. – I ta najbliższa wcale nie będzie najgorsza – ostrzega. Zdaniem Holendra największym wyzwaniem będzie zima za rok, bo wtedy albo w ogóle nie będzie już w UE rosyjskiego gazu, albo będzie go bardzo niewiele. Dlatego KE zachęca, żeby lepiej się do niej przygotować.
Czytaj więcej
Europa nie może już być przedmiotem energetycznego szantażu Władimira Putina – uznała wreszcie Komisja Europejska. Ale to uniezależnianie się od Kremla skutkuje wyższymi cenami energii.
Po raz pierwszy w historii państwa UE mają wspólnie kupować gaz. Na początek będzie to dotyczyło 15 proc. zamówień. To nie tak mało, bo 70 proc. i tak podlega kontraktom długoterminowym. – Zatem 15 proc. to połowa z pozostałej części. Wystarczająco dużo, żeby przyniosło to różnicę. A jednocześnie nie wszystko, co się da, bo część państw członkowskich nie jest entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu – mówi Timmermans.
Ale brak entuzjazmu nie oznacza sprzeciwu. Tutaj sytuacja uległa znacznej zmianie i główni przeciwnicy wspólnych zakupów, jak Niemcy i Holandia, już nie mówią „nie”.
Pomysł wspólnych zakupów gazu jako pierwszy zgłosił Jerzy Buzek w 2010 roku. Jeszcze jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego zaproponował – wraz z Jakiem Delorsem, byłym szefem Komisji Europejskiej – utworzenie europejskiej wspólnoty energetycznej. Poza wspólnymi zakupami gazu miała ona obejmować wspólny rynek energii i wspólne badania w celu walki ze zmianą klimatu. Jednak długo nie spotykało się to z akceptacją państw członkowskich, zazdrośnie strzegących swojej suwerenności energetycznej.