Mołdawii, która w 90 procentrach zależna jest od rosyjskiego surowca, grozi brak dostaw rosyjskiego gazu. Fiaskiem zakończyły się dwudniowe rozmowy w Moskwie, gdzie wicepremier Mołdawii Władysław Kulminski próbował wynegocjować od Gazpromu nowy kontrakt gazowy. Stary wygasł pod koniec września. Był dla ubogiej Mołdawii korzystny. Gaz rosyjski dostarczany był do republiki po 148,9 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.
Od 1 października cena dla Mołdawii wzrosła ponad 5-krotnie - do 790 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, a dostawy zaczęto realizować na podstawie umowy tymczasowej z redukcją ilości o jedną trzecią. W ten sposób Rosjanie chcą wymóc na Mołdawii zgodę na warunki polityczne, m.in. związane z relacjami tego kraju z sąsiednią Ukrainą oraz opanowanym przez separatystów rosyjskich Nadniestrzem. Ponieważ strona mołdawska nie godzi się na narzucanie sobie polityki zagranicznej przez Rosję, na stole negocjacyjnym pojawiła się broń gazowa. Moskwa postawiła warunki, których uboga Mołdawia spełnić nie może: 790 dolarów za 1000 m3
„Propozycja, którą teraz wysuwa Gazprom, nie jest korzystna dla naszych obywateli. Cena, obejmująca warunki finansowe i pozafinansowe, a także spłatę historycznego zadłużenia w ograniczonym czasie, jest wyższa niż podaż na międzynarodowym rynku gazu. Republika Mołdawii nie może zgodzić się na płacenie za gaz więcej niż inne państwa w regionie – powiedział wicepremier Andrij Sypnu.
Według niego Rosja zgodziła się udzielić 25 proc. rabatu, czyli sprzedać gaz po około 590 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Jednocześnie postawiono ścisły warunek - w ciągu trzech lat spłacić nagromadzony dług za dostawy w wysokości 700 mln dolarów.
Kulmiński przybył do Moskwy z propozycją zapłaty nie więcej niż 300 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, w zamian oferując przedyskutowanie koncesji regulacyjnych dla Gazpromu – w szczególności opóźnienia w spełnieniu wymogów trzeciego pakietu energetycznego UE, które zakazują jednej firmie zarówno dostawcą gazu, jak i właścicielem rurociągów.