Za czasów koalicji PO–PSL udało się zbudować terminal skroplonego gazu ziemnego (LNG) w Świnoujściu i rozbudować gazociągi przesyłowe w kraju. Po dojściu PiS do władzy nastąpił powrót do pomysłu z czasów rządu Jerzego Buzka, czyli rurociągu podmorskiego, którym będzie można sprowadzić norweski gaz. Dzięki determinacji ministra Piotra Naimskiego, ale i wizji byłego już prezesa PGNiG Piotra Woźniaka, który zainicjował zakup koncesji gazowych na Morzu Północnym, Polska może czuć się bezpieczna, jeśli chodzi o dostawy surowca.

Należy pochwalić ponadpartyjną zgodę, dzięki której możemy się cieszyć z dywersyfikacji kierunków, dostaw i dostawców. Obecnie terminal LNG w Świnoujściu jest rozbudowywany, powstaje gazociąg Baltic Pipe, którym w przyszłym roku popłynie surowiec z szelfu norweskiego, a w Zatoce Gdańskiej stanie pływający terminal LNG. Nie jesteśmy już skazani na rosyjski gaz.

Kolejne rekordy, jakie codziennie bije cena gazu na europejskich giełdach, to efekt akcji Gazpromu. Rosyjski koncern, przyzwyczajony do specjalnego traktowania przez naszych zachodnich sąsiadów, ogranicza – niewątpliwie z błogosławieństwem Władimira Putina – podaż surowca, przez co, przy zwiększonym popycie, rosną ceny. Chce w ten sposób wymusić na UE kolejne odstępstwa od unijnych przepisów i stworzyć wyłom w dyrektywie gazowej, by całość surowca tłoczyć dopiero co wybudowanymi kolejnymi nitkami Nord Stream 2.

Gdy zachodnia Europa martwi się, co będzie zimą, a magazyny ma nadal niewypełnione surowcem, Polska śpi spokojnie. Nasze magazyny zostały napełnione, zanim cena zaczęła szybować, a do tego możemy kupić gaz z dowolnego kierunku, bo mamy do tego potrzebną infrastrukturę. Nie z nami te numery, Wołodia!