Wiosna zaczyna się u mnie co roku od wyprawy do pobliskiego lasu z workami na śmieci. W tym tygodniu w kilka godzin nazbierałam dziesięć 120-litrowych worów papierów, opakowań, butelek i tego wszystkiego co Polak-niechluj wyrzuca tam gdzie stoi lub siedzi.
Co roku znoszę to gorzej, bo nie widzę żadnej poprawy w podejściu rodaków do wyglądu własnego otoczenia. U dorosłych brakuje nie tylko świadomości, poczucia zwykłego wstydu, ale też odpowiedzialności za miejsce, w którym żyją. U dzieci i młodzieży brakuje edukacji, które od najmłodszych lat powinna ich uczyć poszanowania i dbałości o ojczystą krainę. Stąd brudne do bólu polskie miasta, pobocza dróg, wspaniałe lasy, parkingi itd..
Na tym tle ze zdumieniem czytam, że polskie miasta coraz więcej wydają na wiosenne sprzątanie. Np. Olsztyn - stolica Warmii i Mazur aspirująca do miana centrum najbardziej turystycznego regionu Polski, wyda tej wiosny 350 tys. pieniędzy podatników na sprzątanie.
Wypada się tylko cieszyć, sprzątanie Olsztyna trwa już od tygodnia i przy takiej kwocie, to 170-tysięczne miasto powinno zostać wylizane do ostatniego papierka. Ale rzeczywistość skrzeczy; firmy, które wygrały intratne przetargi ma sprzątanie miasta robią to pobieżnie i niechlujnie. A urzędnicy ratuszowi nie kontrolują efektów, bo i po co. Nie płacą przecież za sprzątanie własnego ogródka, nie wydają swoich, ciężko zarobionych pieniędzy.
Efekt jest łatwy do przewidzenia - Olsztyn, jak co roku, pozostanie brudny przez cały turystyczny sezon. Brudne będą brzegi 16 miejskich jezior (jedyne miasto Europy z taką liczbą jezior w granicach), zaśmiecony pozostanie wielki las miejski. Samorząd miasta, podobnie jak wiele innych polskich samorządów, nie zarobi na śmieciach ani złotówki, bo ich nie wyzbiera.