Polska musi mieć w Unii Europejskiej pozytywne przesłanie w łupkach

Najwłaściwszym miejscem do rozmów o przyszłości poszczególnych branż, w tym zwłaszcza dotyczących nowych regulacji, stosowania przez konkurencję dumpingowych cen, czy niedozwolonych praktyk, jest Bruksela, a nie Warszawa – mówi mecenas Tomasz Włostowski*, partner zarządzający kancelarii prawnej Eutradedefence w rozmowie z Tomaszem Furmanem.

Publikacja: 18.05.2013 13:00

Polska musi mieć w Unii Europejskiej pozytywne przesłanie w łupkach

Foto: Archiwum

W handlu gazem Rosja prowadzi politykę, która najogólniej mówiąc polega na oferowaniu niskich cen na rynku wewnętrznym i maksymalnie wysokich zagranicą. To powoduje, że tak naprawdę dotują własne firmy oferując im tanie surowce energetyczne. W efekcie pozycja konkurencyjna wielu przedsiębiorstw europejskich jest słabsza niż rosyjskich. Co Unia Europejska robi, aby wyrównać szanse?

Tomasz Włostowski:

Przede wszystkim stara się wymóc na Rosji podniesienie ceny gazu na rynku rosyjskim. Elementem tej strategii było wpisanie do protokołu wejścia Rosji do WTO obowiązku podniesienia ceny gazu sprzedawanego rosyjskim firmom produkcyjnym do poziomu, który nie tylko będzie pokrywać koszt wydobycia, ale również koszt eksploracji nowych złóż, a także zapewniał zysk (tzw. formuła "cost plus plus"). Jakkolwiek nie zapewni to ujednolicenia cen, to przynajmniej podniesie śmiesznie niską cenę, którą płacą rosyjscy konkurenci naszych zakładów nawozowych, czy hut. Jest to jednak zadanie bardzo trudne i jego realizacja będzie długotrwała. Komisja Europejska, która zajmuje się tą sprawą, może w ostateczności pozwać Rosję w WTO, ale osobiście jestem sceptykiem co do tego, że zrobi to w bliskiej przyszłości.

Dlaczego?

Po pierwsze Komisja Europejska uważa, mówiąc obrazowo, że lepiej mieć nabity pistolet w kieszeni, niż strzelać. Chce najpierw wykorzystać bardziej łagodne narzędzia nacisku, gdyż sporu nikt nie chce: ani UE, ani Rosjanie. Po drugie, dla Komisji priorytetem w sporach handlowych z Rosją są dziś trzy inne sprawy, które Komisja z dużą dozą prawdopodobieństwa by wygrała. To dałoby jej argument w sprawie uzyskania od Rosjan dalszych ustępstw w innych kwestiach.

Jakie sprawy są dziś dla KE priorytetem w negocjacjach z Rosją?

Po pierwsze zniesienie tzw. opłat recyklingowych od sprowadzanych samochodów, które Rosjanie wprowadzili rzekomo dla ochrony środowiska, ale faktycznie aby chronić swoich producentów. Druga sprawa dotyczy zniesienia zakazu importu żywca. Rosjanie pod pretekstem występowaniem w niektórych krajach UE wirusa Schmalenberga, który dotyczy bydła, owiec i kóz, blokują dostawy nie tylko mięsa pochodzącego z tych zwierząt, ale i trzody chlewnej. Trzecia sprawa dotyczy wysokich ceł na drewno eksportowane z Rosji. W ten sposób dążą do zwiększenia inwestycji na własnym terenie w zakłady zajmujące się jego obróbką. Nie bez znaczenia jest to, że we wszystkich trzech przypadkach te protekcjonistyczne ruchy Rosji odbyły się w reakcji na duże ustępstwa, które Rosja poczyniła w ramach wejścia do WTO, np. obniżając cła na import samochodów, czy zwiększając kontyngenty na import żywca. Także te posunięcia to raczej ewidentna próba wprowadzenia tylnymi drzwiami usuniętych wcześniej restrykcji. Dla Komisji te spory to wielki test intencji rosyjskich w sprawie przestrzegania reguł panujących w WTO.

Mimo że te sprawy wydają się proste i szybkie do wygrania, to już ciągną się stosunkowo długo. Jak zatem KE chroni swoje rynki np. przed zalewem tanich nawozów z Rosji, zwłaszcza tych do produkcji których surowcem jest gaz ziemny?

Mieliśmy cła antydumpingowe na niektóre rodzaje nawozów importowanych ze wschodu,  w tym z Rosji. Niestety od kilku lat, Komisja pozwala poszczególnym środkom wygasać. Zgodnie z pierwotnymi założeniami, w lipcu tego roku mogą przestać obowiązywać najważniejsze z nich, tj. cła na saletrę amonową z Rosji. Komisja musi zdecydować, czy je utrzyma, czy też zniesie. Biorąc pod uwagę zniekształcenia ceny gazu i innych cen surowców, które pomagają firmom rosyjskim obniżyć koszty i osiągnąć wyższą rentowność, środki te są bardzo istotne dla firm europejskich. W interesie polskich firm nawozowych i ich pracowników jest, aby Komisja utrzymała więc te cła w mocy.

Czy polskie firmy nawozowe walczą o ochronę swoich interesów w Brukseli?

Jak najbardziej. Z mojego doświadczenia wynika, że polskie firmy chemiczne są najbardziej prężnymi użytkownikami instrumentów europejskiej polityki handlowej w Polsce i najlepiej rozumieją korzyści płynące z prowadzenia aktywnej polityki w tym zakresie. Gdyby firmy z pozostałych sektorów taką wagę przykładały do spraw europejskich jak firmy nawozowe, inaczej wyglądałaby sytuacja ochrony polskich interesów w Brukseli.

Patrząc na inne sektory, na czym polega problem z reprezentacją interesów naszych firm w Brukseli?

Niektóre firmy zdają sobie sprawę, że dziś najwłaściwszym miejscem do rozmów o przyszłości poszczególnych branż, w tym zwłaszcza dotyczących nowych regulacji, stosowania przez konkurencję dumpingowych cen, czy niedozwolonych praktyk, jest Bruksela, a nie Warszawa. Ciągle dość powszechne jest jednak przekonanie o decydującej roli prawodawstwa wewnętrznego i polskich organów. Tymczasem to w Brukseli powstaje większość regulacji, które potem przenoszone są na grunt poszczególnych państw. W związku z tym o korzystne dla firm i branż rozwiązania trzeba walczyć zanim tam – w Brukseli – zapadną decyzje, a nie gdy są one implementowane w Polsce, bo wtedy zazwyczaj jest już za późno na działanie. Inną kwestią jest ogólna bierność i brak zrozumienia jak działają instytucje europejskie, jaka jest rola silnych stowarzyszeń branżowych, podział ról między stowarzyszeniami europejskimi i krajowymi, a także ogólna nieznajomość podstaw lobbyingu. Świetnym przykładem jest ciągłe narzekanie w kręgach przemysłowych w Polsce, jak to Bruksela nas „tępi", nie rozumie, nie bierze pod uwagę naszych postulatów, podczas gdy większość polskich firm i stowarzyszeń nie robi absolutnie nic konkretnego i spójnego, aby Bruksela nas zrozumiała. Jeszcze innym problem jest brak odpowiednich kadr.

Często brakuje też zrozumienia podstawowego mechanizmu lobbingu, że aby przekonać decydentów i publikę, że nasze postulaty są ogólnie korzystne, musimy mieć pozytywne przesłanie, które wpisuje się w jakąś szerszą narrację, w szerszy pozytywny temat. Obecnie problem ten widać na przykładzie naszej walki z próbami uregulowania na poziomie wspólnotowym kwestii związanych z poszukiwaniami i wydobyciem gazu z łupków.

Czy Polska robi wystarczająco dużo, aby na poziomie Brukseli nie doszło do zablokowania poszukiwań gazu z łupków w naszym kraju? Przeciwni przecież temu są Rosjanie, ekolodzy, lobby pozostałych źródeł energii (jądrowe, węglowe czy OZE).

Polska stoi na stanowisko, że tego typu kwestie powinny być nadal regulowane na poziomie poszczególnych państw, a nie całej Unii. Na razie to się udaje. Cały czas trzeba jednak trzymać rękę na pulsie, aby się nie okazało, że poprzez naszą nieuwagę zostaną wprowadzone regulacje, które zmienią obecny stan rzeczy. Trzeba też uważać na percepcję społeczną gazu łupkowego, ponieważ przy złym ogólnym klimacie jak lawina regulacyjna ruszy, ciężko będzie ją zatrzymać. A ryzyko jest duże, bo – jak Pan słusznie zauważył – poszukiwaniom gazu z łupków sprzeciwia się bardzo silne lobby antyłupkowe: zlepek rozmaitych silnych grup nacisku, którym łupki są nie na rękę.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę promując łupki w Brukseli?

Obecnie w Brukseli panuje przekonanie, że gaz z łupków to problem w dużej mierze Polski. Musimy z tym poglądem walczyć, ale nie tak jak dotychczas poprzez „obronę Częstochowy". Ciągła defensywa to z definicji skazanie się na porażkę. Jak wspomniałem, po drugiej strony mamy tak silne lobby, że ciężko będzie z nim walczyć i im dłużej ta walka będzie trwała, tym szansa na utrzymanie status quo maleje. Konieczny jest więc „atak" poprzez pozytywne przesłanie, które spowoduje że gaz z łupków będzie postrzegany nie jako problem , ale jako szansa dla Europy na rozwiązanie jej szeregu problemów. Nie możemy więc ciągle tylko mówić, że jest on bezpieczny, chociaż to też jest bardzo ważne, ale musimy promować go jako surowiec ekologiczny, przekonywać że stanowi szansę na uniezależnienie się od jednego dostawcy gazu, że daje podstawy do obniżki cen błękitnego paliwa, a w ten sposób wpłynie na konkurencyjność przemysłu europejskiego, a co za tym idzie przełoży się na nowe miejsca pracy. Świetnym przykładem korzyści z gazu łupkowego jest to, co się dzieje obecnie w USA i jak gaz łupkowy wpływa na konkurencyjność amerykańskiego przemysłu i poziom nowych inwestycji przemysłowych. Do tych doświadczeń powinno właśnie sięgnąć nasze lobby prołupkowe przy szukaniu pozytywnego przesłania i próbie oddziaływania na europejską opinię publiczną i europejskich decydentów.

Czy UE, zanim zacznie wydobywać własny gaz z łupków, ma szanse na jego pozyskanie z USA?

To nie jest takie proste, gdyż UE i USA nie mają jeszcze umowy o wolnym handlu. W efekcie Departament Energii tego kraju może pozwolić na eksport gazu do UE, ale tylko po wcześniej przeprowadzonych konsultacjach i gdy uzna, że jest on zgodny z interesem narodowym . Od wielu miesięcy toczy się w USA dłuższa dyskusja na ten temat, łącznie z oficjalnymi konsultacjami przeprowadzonymi przez Departament Energii. W efekcie do dziś wydano tylko jedno takie pozwolenie – zanim temat nabrał wydźwięku politycznego – i nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle zostaną wydane następne, mimo, że wniosków o eksport do państw z którymi USA nie mają umowy o wolnym handlu złożono już wiele. W lepszej sytuacji są państwa mające z USA umowę o wolnym handlu np. Izrael, Australia, Korea Południowa, czy Meksyk, gdyż na eksport do nich Departament Energii udziela licencji z marszu.

Czy amerykański gaz z łupków może trafić do Świnoujścia, gdy powstanie już terminal?

Teoretycznie tak. Istnieje jednak konieczność rozwiązania licznych problemów logistycznych, pojawiających się od momentu wydobycia gazu z łupków w USA do chwili jego dostawy do finalnych odbiorców w UE, np. większa ilość graczy na rynku, lepsza infrastruktura, itp. Może się też okazać, że na tanim gazie amerykańskim skorzystają konkurenci naszego przemysłu - inne firmy europejskie z państw, w których rynek jest lepiej zorganizowany.

* - Tomasz Włostowski jest ekspertem ds. polityki handlowej Unii Europejskiej. Specjalizuje się w zagadnieniach związanych z unijną i światową polityką handlową i prawem handlu zagranicznego, w tym WTO, umowami o wolnym handlu, postępowaniami ochronnymi czy prawem celnym. Od 2011 r. zarządza kancelaria Eutradedefence, która reprezentuje największe polskie firmy w Brukseli. Włostowski jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu w Gainesville na Florydzie (University of Florida College of Law). Jest wpisany na listę adwokatów Dystryktu Federalnego Columbii (USA) oraz listę adwokatów w Brukseli.

W handlu gazem Rosja prowadzi politykę, która najogólniej mówiąc polega na oferowaniu niskich cen na rynku wewnętrznym i maksymalnie wysokich zagranicą. To powoduje, że tak naprawdę dotują własne firmy oferując im tanie surowce energetyczne. W efekcie pozycja konkurencyjna wielu przedsiębiorstw europejskich jest słabsza niż rosyjskich. Co Unia Europejska robi, aby wyrównać szanse?

Tomasz Włostowski:

Pozostało 96% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie