W połowie 2014 roku port w Świnoujściu miał być gotowy do przyjmowania tankowców ze skroplonym gazem. Na budowie jest jednak spore opóźnienie i spółka Polskie LNG, zarządzająca przedsięwzięciem walczy z czasem, by powstał on do końca 2014. Opóźnienie to rezultat tarapatów sektora budowlanego, zwłaszcza PBG SA, jednego z trzech konsorcjantów budujących port, które rok temu ogłosiło upadłość układową. Dołożyła się do tego likwidacja spółki zależnej PBG Hydrobudowy Polskiej SA.
Tymczasem gazoport, kosztujący 2,1 miliarda złotych, to strategiczna dla Polski inwestycja pozwalająca na odbiór pięciu miliardów metrów sześciennych gazu rocznie - czyli więcej niż jedna trzecia rocznego krajowego zużycia.
- Zaawansowanie budowy terminalu jest dzisiaj na poziomie 60 procent. Z powodu ogłoszenia upadłości układowej Hydrobudowy na samym początku zeszłorocznego sezonu budowlanego, zeszły rok był dla nas w dużej mierze stracony - poinformował prezes Polskiego LNG.
- Gdyby nie te problemy bylibyśmy w budowie około 20 procent bardziej zaawansowani. Aktualnie oceniamy, że mamy około cztery miesiące opóźnienia - powiedział w wywiadzie dla Reutera Rafał Wardziński. Prezes państwowego Polskiego LNG, które jest za projekt odpowiedzialne powiedział, że w wyniku kłopotów PBG liczba pracujących na budowie spadła do niecałych 300 osób.
- Dopiero teraz udało nam się odbudować liczebność zatrudnienia do ponad tysiąca osób. Teraz walczymy, by nadrobić stracony czas, choć jest jeszcze za wcześnie by przesądzać, czy jest on możliwy do nadrobienia - dodał. Szczególnie istotny jest koniec 2014 roku, bo to ostateczny termin, w jakim port musi być oddany, żeby Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo SA (PGNiG) mogło realizować kontrakt na odbiór gazu od firmy Qatargas. Jeżeli port nie będzie mógł działać od początku 2015 roku, PGNiG będzie musiało płacić Katarczykom za gaz, którego nie odbierze, zgodnie z kontraktową formułą "bierz lub płać" (take or pay).