Kontrakt z konsorcjum wykonawców zakłada budowę dwóch jednostek po 900 MW. Przetarg prowadzony był w trybie ustawy o zamówieniach publicznych, więc zmiana przedmiotu umowy nie jest możliwa. Można co najwyżej wypowiedzieć umowę i jeszcze raz przeprowadzić przetarg.
Korci pana, żeby to zrobić?
Na początku kwietnia podjęliśmy decyzję o zamknięciu projektu (PGE komunikatem giełdowym ogłosiła zawieszenie opolskiej inwestycji, uzasadniając krok zbyt niską rentownością projektu – red.). Późniejsze zdarzenia uzasadniające zmianę założeń biznesowych doprowadziły do zmiany decyzji.
I jak panu z tą zmianą opinii?
Zmiana zdania zależy od tego, jak wyglądają warunki rynkowe. Nie działamy w próżni, tylko na bardzo skomplikowanym rynku energetycznym. Jest on po części zliberalizowany, po części regulowany, a to najgorsza możliwa mieszanka. Do tego model rynku pochodzi z przełomu lat 60./70., kiedy to państwo było monopolistycznym właścicielem energetyki. Jest to model anachroniczny. Jakby tego było mało, trwa niekończąca się nowelizacja prawa energetycznego. Przez to nie znamy ram regulacyjnych, w których mamy się poruszać. Dlatego, chociaż mamy środki, aktywa, doświadczenie i wiedzę, by inwestować, to całe otoczenie zewnętrzne pozostaje nieprzewidywalne.
W świetle tego ostatnie zapowiedzi prezesów Urzędu Regulacji Energetyki i PSE, i ministra gospodarki, że państwo również to dostrzega, rozumie te bolączki i będzie dążyć do przywrócenia rentowności inwestowania, a tym samym stworzy warunki dla zapewnienia nowych mocy wytwórczych w systemie, są dla nas bardzo pozytywnym sygnałem.