Komisja Europejska przedstawiła wczoraj swoje propozycje zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Unii. – Kwestia zależności od dostaw energii przesunęła się wyżej w agendzie i jest obawą wszystkich – mówił wczoraj Gunther Oettinger, komisarz ds. energii UE. To efekt kryzysu rosyjsko-ukraińskiego. Niemiec potwierdził, że jest w kontakcie z polskim premierem i w swojej propozycji KE uwzględniła niektóre propozycje rządu w Warszawie. Na razie jest lista życzeń, która wymaga zdecydowanej woli zmian po stronie państw członkowskich. Czy są one gotowe podzielić się suwerennością energetyczną z Brukselą, okaże się na szczycie UE pod koniec czerwca.
Jak przetrwać zimę
Wczorajszy komunikat KE zajmuje się bezpieczeństwem energetycznym UE w dwóch perspektywach czasowych. Krótkoterminowa dotyczy najbliższej zimy i groźby deficytu gazowego, gdyby nie doszło do rozwiązania sporu cenowego między Ukrainą a Rosją. Długoterminowa przewiduje działania zmniejszające zależność UE od importu z Rosji.
W najbliższych miesiącach KE chce przeprowadzić tzw. stress testy. To słowo, które robi ostatnio w UE karierę. Były już stress testy elektrowni nuklearnych po katastrofie w Fukushimie, regularnie stress testom poddawane są europejskie banki w reakcji na kryzys finansowy. Stress testy gazowe mają pokazać, co się stanie w UE, jeśli nastąpi odcięcie dostaw gazu płynącego przez Ukrainę. KE zbada więc poziom zapasów w magazynach gazowych, oceni wydolność mechanizmów zwrotnego przepływu tego surowca, przeanalizuje stopień zaawansowania budowy terminali LNG. Sprawdzi także, jak w krótkim terminie jest w stanie pomóc Norwegia – nieoficjalnie w KE słychać, że ten godny zaufania dostawca jest już niestety blisko maksimum swojej wydolności eksportowej. Trzeba będzie także zbadać, czy da się zmniejszyć popyt poprzez oszczędności w zużyciu energii, ale także czasowe zwiększenie produkcji energii elektrycznej ze źródeł innych niż gaz.
Zapasy gazu w UE starczyłyby na niespełna 17 dni, zamiast na 30, jak wymaga Bruksela. Ale nikt nie może zmusić państw do wypełnienia tego wymogu.
UE doświadczyła już dwóch kryzysów gazowych, gdy Rosja czasowo wstrzymała dostawy: w 2006 i 2009 roku. Już wtedy efektem kryzysu były zmiany legislacyjne, ale państwa niechętnie wprowadzają je w życie. Na przykład unijne rozporządzenie wymaga, żeby każdy kraj miał zapasy gazu pokrywające przynajmniej 30 dni zużycia. Ale faktycznie zapasy wynoszą 56 proc. potrzebnego poziomu, czyli starczyłyby na niespełna 17 dni. – Nie mamy żadnej możliwości zmuszenia krajów do wypełnienia tego celu – przyznaje nieoficjalnie ekspert KE. Magazyny gazu są kosztowne, a perspektywa kryzysu bardziej odległa niż konieczność pokrywania bieżących wydatków. Podobnie zresztą z powodów finansowych od lat kuleje kwestia budowy ponadgranicznych łączników energetycznych.