Branża energetyczna żartuje, że nie uwalnia pan cen prądu dla gospodarstw domowych ze względu na rok wyborczy.
Ta decyzja nie ma nic wspólnego z wyborami, a jedynie z chęcią ochrony konsumentów przed zbytnimi skokami cen w momencie pełnej liberalizacji. Proszę pamiętać, że regulator jest niezależny od wpływów rządzących i przemysłu, choć oczywiście działa w ramach wytyczonej polityki gospodarczej. O tym, że uwolnienie cen dla gospodarstw domowych nie nastąpi ani, ?w 2014, ani w 2015 r., informowaliśmy rynek od ponad roku. Głosy z sektora podpowiedziały mi natomiast, co możemy zrobić w kwestii uwolnienia cen w najbliższej przyszłości. Myślę o wystąpieniu do ministra gospodarki z prośbą o korektę w tzw. rozporządzeniu taryfowym. Chciałbym, aby w miejsce stałej ceny energii w obrocie można było wprowadzić cenę maksymalną. Takie rozwiązanie istnieje już w rozporządzeniu gazowym.
Jestem daleki od przyzwolenia na rządy „niewidzialnej ręki rynku" i wiary w szybką stabilizację cen
Co to ma oznaczać w praktyce dla odbiorców energii?
Będzie to równoważne z otwarciem możliwości ruchu cen w dół. Każdy sprzedawca energii będzie mógł na bieżąco reagować na to, co dzieje się na rynku. Dzisiaj sprzedawcy z urzędu [pięć spółek w Polsce, należących do wielkich grup energetycznych; mają obowiązek dostarczać na swoim terenie prąd każdemu, kto tego zażąda – red.] stoją na przegranej pozycji, bo w odróżnieniu od niezależnych sprzedawców mają stałą cenę w okresie obowiązywania taryfy. Stworzymy więc im szansę, by mogli powalczyć o klienta. Uwolnimy połowicznie ceny i zobaczymy, jak zareaguje rynek.
Chce pan wytrącić branży argument, że ze względu na taryfy nie mogą stworzyć dla gospodarstw domowych korzystniejszych ofert?
Dokładnie tak. Pomysł polega na tym, by zamiast stałej ceny pokazywać jej maksymalny pułap, powyżej którego sprzedawcy z urzędu nie powinni dokonywać sprzedaży energii. Ten pułap będzie ustalany tak samo jak dotąd taryfy.