Nadzwyczajne zyski z podatku od nadzwyczajnych zysków, czyli strzyżenie w cenie

Piątkowe spotkanie ministrów energii krajów Unii Europejskiej przypieczętowało w dużej mierze los specjalnych podatków nałożonych na branżę energetyczną. Ekonomiści są podzieleni w ocenie tego, jak koncerny odpowiedzą na europejską inicjatywę.

Publikacja: 02.10.2022 11:09

Nadzwyczajne zyski z podatku od nadzwyczajnych zysków, czyli strzyżenie w cenie

Foto: Bloomberg

Zawarte w piątek porozumienie zakłada, że nadzwyczajnymi podatkami obłożone zostaną ponadnormatywne zyski firm energetycznych uzyskanych w tym - i po części, przyszłym - roku. Kolejna danina obejmuje "przychody niskokosztowych producentów energii" (czyli jak się można spodziewać, firm z rynku odnawialnych źródeł energii). Ponadto uzgodniono 5-procentowe cięcia zużycia elektryczności w okresach szczytów poboru.

Póki co, upadła propozycja wprowadzenia limitu na cenę gazu, choć 15 państw UE - m.in. Francja, Włochy i Polska - usilnie nalegają na wprowadzenie takiego mechanizmu. Po drugiej stronie barykady są natomiast Niemcy. - To może zadziałać tylko wtedy, gdy odpowiemy na pytanie, co się wydarzy, jeśli do Europy nie dotrze wystarczająca ilość tego surowca. Jedyna odpowiedź, jaką słyszę, brzmi: podzielimy się wtedy. Nie sądzę, żeby było to politycznie możliwe - kwitował niemiecki minister gospodarki, Robert Habeck.

Strzyżenie w cenie

Teraz czekamy na szczegóły. Według szacunków Komisji Europejskiej, z nadzwyczajnych danin nakładanych na branżę energetyczną Europa zgromadzi w sumie kwotę rzędu 140 mln euro, która zostanie wykorzystana do wsparcia gospodarstw domowych oraz przedsiębiorstw, które borykają się z - wywołanymi wojennym kryzysem energetycznym - skokami cen surowców i wytwarzanej z nich energii.

Propozycja Brukseli, jaka była do tej pory w grze, to zastosowanie 33-procentowego podatku, który zapłaciłyby koncerny naftowe, gazowe, węglowe oraz rafinerie - przy nadwyżce zysku za 2022 r. przed opodatkowaniem większej niż 20 proc. średniego poziomu z lat 2019-2021.

Dodatkowe mechanizmy zostaną zastosowane wobec innych źródeł energii - jądrowych oraz odnawialnych. Tu chodziłoby o ograniczenie przychodów do poziomu 180-200 euro za MWh wytworzonej energii (dwukrotnie niższego niż obecne ceny MWh na rynkach). Bruksela zachęca też kraje członkowskie do ograniczenia zużycia energii o 10 proc. w całym rozrachunku, poza zatwierdzonym w piątek ograniczeniem zużycia energii o 5 proc. w godzinach szczytu.

Dodajmy, że nie tylko Unia Europejska chce "przystrzyc" zyski koncernów. Uczyni to zapewne Wielka Brytania, gdzie wpływy z windfall tax są szacowane na 28 mld funtów.

Odstraszanie od inwestycji

Strategia Unii Europejskiej, jakkolwiek może spodobać się Europejczykom (nie tylko Polakom), podzieliła środowiska eksperckie. Analitycy banku JP Morgan uznali choćby, że odstraszy ona globalne koncerny energetyczne od inwestycji w Europie. - Tworzy ona niepewność, która zniechęca spółki takie jak Shell, Total czy BP od nowych wydatków na rozwijanie produkcji - komentował dla agencji Bloomberg Christyan Malek, szef działu energii w JP Morgan.

Zgadza się z nimi John H. Cochrane z Hoover Institution na Stanford University. - Rządy dyskutowały o takich nadzwyczajnych podatkach od lat 70., za każdym razem, gdy ceny energii gwałtownie rosły - zauważa ekonomista. - Taki podatek jest jak jeden drink dla alkoholika: wypicie go utrwala oczekiwanie następnego - dodaje. Innymi słowy, przełamawszy psychologiczną barierę przed jednorazowymi, "nadzwyczajnymi" daninami, rządy zaczną je wprowadzać co i rusz, gdy tylko wylądują w kłopotach. A co więcej, nie tylko skutecznie obrzydzi to Europę inwestorom, ale - poprzez odwrót od inwestowania w produkcję - utrwali dostawy i ich ceny na wysokim poziomie.

Jest też druga strona medalu. Paul Krugman, laureat ekonomicznego Nobla, znany z raczej lewicowego podejścia do ekonomii zasadniczo akceptuje podatek od nadzwyczajnych zysków jako narzędzie walki z inflacją, która - owszem, w łagodniejszym stopniu - dotyka także potężne zachodnie gospodarki, jak amerykańska czy strefy euro. Krugman przyznał niedawno, że widzi korelację między wysokimi cenami surowców i wytwarzanej z nich energii, a wzrostami inflacji.

Jeszcze inaczej postrzega to Yanis Varoufakis, niegdyś minister finansów Grecji z ramienia lewicowej partii Syriza. - Nie sposób przekonująco argumentować przeciw opodatkowaniu spółki produkującej energię przy użyciu słońca, wiatru czy wody - i nagle opływającej w gotówkę, bo ceny naturalnego gazu wystrzeliły w górę - przekonuje Varoufakis. Stawia jednak zastrzeżenie: idea nadzwyczajnego podatku może i jest dobra, ale w ostatecznym bilansie będzie mało skuteczna, bowiem koncerny energetyczne - jak wszystkie multinarodowe korporacje - mają setki sposobów, by wymknąć się fiskusowi wraz ze swoimi nadzwyczajnymi zyskami. Zamiast zatem nakładać podatek grecki ekonomista rekomenduje ustalenie maksymalnego limitu cenowego: zamiast odbierać koncernom zyski chce zapobiec ich osiąganiu.

Skok w nieznane

Można też zrozumieć obiekcje Habecka: na rynku gazu panują warunki, które - w chwili, gdyby ceny gazu zostały ograniczone przez państwa do pewnego wyznaczonego poziomu - mogą zniechęcić firmy energetyczne do importu tego surowca. Możliwości wydobywcze większości dostawców są ograniczone, koszty wydobycia i przerobu rosną wraz z inflacją i niedoborem wielu istotnych towarów na rynku. Ceny transportu - przy praktycznie 100-procentowym wykorzystaniu gazociągów oraz niemal całkowitym zarezerwowaniu gazowców do transportu LNG - poszły drastycznie w górę.

W takich okolicznościach narzucenie rynkowi "urzędowego" limitu ceny to argument za wstrzymaniem się od handlu gazem, póki kryzys na rynku nie zostanie - w taki czy inny sposób - rozwiązany. Być może to również zachęta dla tych firm, które zaczęły tylnymi drzwiami sprowadzać na europejski rynek gaz rosyjski - tyle że szlakiem wiodącym np. z Indii.

Oczywiście, do tego dochodzi też zrelacjonowany wyżej spór o to, jak zachowają się państwa i firmy eksportujące surowce. Zwiększenie wydobycia, a także stopnia dostaw, oznacza inwestycje: nowe odwierty czy nowe gazowce to wydatek, który musi zostać pokryty - przynajmniej potencjalnymi - zyskami.

Starcie obu podejść zapewne będzie trwać, dopóki nie przekonamy się ostatecznie, jakie skutki przyniósł windfall tax europejskiej energetyce. Biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia - nie jest łatwo odstraszyć branżę energetyczną od rynków, które uważa za intratne. Z drugiej jednak strony pytanie, czy europejscy rządzący rzeczywiście będą w stanie powstrzymać się od doraźnego łatania finansowych dziur nadzwyczajnymi środkami w dłuższej perspektywie, może mieć tu kluczowe znaczenie. Co innego bowiem incydentalne "przystrzyżenie" zysków za jeden rok, a co innego - systematyczne odbieranie branży zysków.

Zawarte w piątek porozumienie zakłada, że nadzwyczajnymi podatkami obłożone zostaną ponadnormatywne zyski firm energetycznych uzyskanych w tym - i po części, przyszłym - roku. Kolejna danina obejmuje "przychody niskokosztowych producentów energii" (czyli jak się można spodziewać, firm z rynku odnawialnych źródeł energii). Ponadto uzgodniono 5-procentowe cięcia zużycia elektryczności w okresach szczytów poboru.

Póki co, upadła propozycja wprowadzenia limitu na cenę gazu, choć 15 państw UE - m.in. Francja, Włochy i Polska - usilnie nalegają na wprowadzenie takiego mechanizmu. Po drugiej stronie barykady są natomiast Niemcy. - To może zadziałać tylko wtedy, gdy odpowiemy na pytanie, co się wydarzy, jeśli do Europy nie dotrze wystarczająca ilość tego surowca. Jedyna odpowiedź, jaką słyszę, brzmi: podzielimy się wtedy. Nie sądzę, żeby było to politycznie możliwe - kwitował niemiecki minister gospodarki, Robert Habeck.

Pozostało 85% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie