Tak przynajmniej twierdzą ukraińscy menedżerowie koncernu Naftohaz. Ich zdaniem Gazprom podniesie cenę, bo bardzo potrzebuje pieniędzy na kolejne budowane w Europie gazociągi. – Obecnie cena surowca z Gazpromu to 140–180 dol. za 1000 m sześc. w zależności od jego kaloryczności. Od I kwartału przyszłego roku będzie to 200–210 dol. Natomiast na rynkach Europy cena gazu spada. W Słowacji w tym tygodniu jest niższa niż w Gazpromie – twierdzi Jurij Witrenko, dyrektor handlowy Naftohazu.
Witrenko podkreśla, że ceny rynkowe gazu w Europie cały czas się wahają.
– W sierpniu–wrześniu ceny były niższe od rosyjskich i mogliśmy importować tzw. rewersem (ze Słowacji, Węgier czy Polski – red) więcej, ale Gazprom blokował dostawy; z kolei potem nastąpiła wyjątkowo chłodna jesień i cena w Europie poszła w górę – poinformował menedżer Naftohazu.
Najważniejsza cena
W piątek w Brukseli odbędą się trójstronne rozmowy Rosji, Ukrainy i Unii w sprawie gazu. Kijów zapowiada, że nie będzie kupował surowca z Rosji (nie importuje go już ponad rok), jeżeli nie podpisze dodatkowego kontraktu lub trójstronnej umowy.
– Inaczej jest duże ryzyko, że nasze płatności za gaz (a będzie to nie mniej niż 600 mln dol.) zostaną zaliczone jako zobowiązanie z tytułu warunku kontraktu „bierz lub płać". My ten warunek zaskarżyliśmy do Sztokholmu, bo Gazprom nam już z niego naliczył zaległych opłat na 38 mld dol. – przypomniał Witrenko.