Choć Polskie Sieci Elektroenergetyczne alarmują, że u progu kolejnej dekady zabraknie mocy do pokrycia krajowego zapotrzebowania na energię, to coraz częściej słychać, że na kolejne duże bloki węglowe nie ma już miejsca.
Paradoksalnie, te stwierdzenia się nie wykluczają. – Źródła konwencjonalne, funkcjonujące w sposób ciągły, pracują coraz mniej. Ta tendencja będzie się pogłębiać w miarę przyrostu zielonych elektrowni, ale też integracji z innymi systemami – tłumaczył Michał Kurtyka, wiceminister energii, na Forum Energii „Flex-E – Elastyczność w energetyce".
Chrzest bojowy
Polskie bloki nie są przystosowane do pracy przy zaniżonych mocach, np. nocą. Nie jest to problem tylko starych jednostek. Te nowe – jak zwracał uwagę prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Eryk Kłossowski w marcowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" – są jeszcze mniej odporne na nierównomierną pracę. Operator liczy się więc z częstymi awariami nowoczesnych bloków na 1 tys. MW, zwłaszcza w pierwszych miesiącach po ich wejściu do systemu.
Już od grudnia chrzest bojowy przechodzić będą Kozienice Enei. Potem w 2018 i 2019 r. dołączą bloki PGE w Opolu i Tauronu w Jaworznie. – Bloki w Opolu będą bardziej elastyczne niż stare źródła, ale nie idealne. Musimy je dopasować do potrzeb systemu – zaznacza Monika Morawiecka z PGE. A to wyzwanie nie tylko techniczne, ale i ekonomiczne.
Modernizacja małych
Dlatego według dr. inż. Pawła Skowrońskiego z Instytutu Techniki Cieplnej Politechniki Warszawskiej na tym należy poprzestać. – Nie ma już przestrzeni dla budowy nowych bloków w Ostrołęce (przez Energę i Eneę – red.) lub Dolnej Odrze (PGE – red.) – stwierdza Skowroński. Rekomenduje, by spółki postawiły na mniejsze, o mocach 200–300 MW, które przy wykorzystaniu węgla lepiej współpracują ze źródłami odnawialnymi.