Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie stwierdził 22 grudnia, że formuła „take or pay" nie wiąże Ukrainy na tyle, aby miła zapłacić Rosji za gaz, którego nie wykorzystała, a który był w kontrakcie.
- Wiedza o tym jest ograniczona, bo sąd nie ujawnił dokumentów. Spółki wydają komunikaty, w których prześcigają się na tonach triumfatorskich. Naftogaz osiągnął postępy w tym sporze z Gazpromem chociaż musi kupować 5 mld m3 gazu rocznie. Jeszcze w 2013 r. sprowadzał nawet 30 mld m3, więc te 5, to bardzo mało – tłumaczył Jakóbik.
Gość zaznaczył, że nie będzie bankructwa Naftogazu, bo nie będzie musiał płacić wszystkich kar, których domagał się Gazprom. = Roszczenia sięgały kilkudziesięciu miliardów dolarów. To mogło zawalić budżet Naftogazu i Ukrainy, bo ok. 7 proc. PKB czerpie z opłat tranzytowych za dostawę rosyjskiego gazu – mówił.
To nie jest koniec sporu, bo mamy drugą sprawę o umowę tranzytową. - Chodzi o umowy na dostawy przez terytorium Ukrainy. Z jednej strony Ukraińcy zabiegają o unijny certyfikat jakości, który sprawi, że ich gazociągi będą traktowane jak każdy inny unijny gazociąg. Nagle pojawia się wrzutka jednego z ministrów ukraińskich, który twierdzi, że były plany wysadzania tych gazociągów, żeby rosyjski gaz nie mógł docierać do Europy. Takie kwiatki sprawiają, że sytuacja na Ukrainie nie jest stabilna - tłumaczył Jakóbik.