Serbia na kwadrans odwraca oczy od Kosowa: prezydent i premier Serbii podpisują dziś w Moskwie porozumienie energetyczne, na mocy którego Gazprom za 400 milionów euro kupi 51 proc. akcji serbskiego koncernu paliwowego NIS. W zamian rosyjski gigant zobowiązuje się do przeprowadzenia przez terytorium Serbii odcinka transeuropejskiego gazociągu Południowy Potok, dostaw surowców dla NIS po preferencyjnych cenach i budowy strategicznych zbiorników paliwa. Belgrad ma od dziś widoki na stabilnego inwestora, modernizację sektora, gigantyczne zyski z opłat tranzytowych, wreszcie – potężne narzędzie perswazji wobec Bośni, do której gaz trafiać ma za jej pośrednictwem. Gazprom dostaje za pół ceny NIS, czyli zespół rafinerii i sieć stacji benzynowych, na które ostrzyli sobie zęby wszyscy liczący się gracze w branży, od OMV i MOL po rumuński Petrom i Orlen. Gra , w której nie ma przegranych?

Niekoniecznie. Wątpią w to nie tylko potentaci, którym umknął sprzed nosa zapowiadany od kilku lat przetarg na NIS. Również serbscy liberałowie z partii G17 są zakłopotani trybem sprzedaży koncernu „spod lady” i faktem, że sprzedaje się go za pół ceny. Przede wszystkim zaś tym, żew odróżnieniu od wartości NIS drugiej części kontraktu nie sposób oszacować: nawet, jeśli Gazprom zbuduje Południowy Potok, torpedując konkurencyjną inicjatywę UE, jaką jest gazociąg Nabucco, przez Serbię powędrować może jedynie jedno z rozgałęzień: główny nurt Potoku, jak planowano dotąd, pójść może przez Rumunię i Węgry.

Czy kontrola nad NIS i „gołąb w garści”, jakim są widoki na tranzytowy gazociąg, były ceną, jakiej zażądała Moskwa za poparcie w sprawie Kosowa? Brak podstaw, by twierdzić to z całą pewnością, niewykluczone nawet, że takie słowa, jak to między dżentelmenami, w ogóle nie padły. Można jednak spróbować sobie wyobrazić, z czym będziemy mieć do czynienia za rok: Serbia, utraciwszy (najpewniej) Kosowo, zdąży przedtem zrazić do siebie Unię Europejską, najpierw swą determinacją, potem zaś polityką zapowiedzianych już sankcji dyplomatycznych. Do Moskwy, wiernego, choć nieskutecznego sojusznika, będzie jej z pewnością bliżej we wszelkich kwestiach, od rozszerzenia NATO po głosowania w ONZ w sprawie Iranu. Od dziś zaś, w sytuacji, w której Gazprom będzie kontrolować NIS, dostarczać ogromną większość paliw oraz budować zbiorniki gazu, rosyjski prezes Aleksiej Miller będzie dla kolejnych serbskich ministrów energetyki ważniejszym rozmówcą niż własny premier.

Są kraje, jak Ukraina, które za wszelką cenę starają się uniknąć takiej pozycji; inne, jak Serbia, robią dobrą minę do gry o nieznanej dziś sumie i mówią o historycznej szansie. Pytanie, co jednym i drugim ma (miała?) do zaoferowania nasza część Europy.