Katastrofa w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima potwierdza to, o czym ekolodzy i duża część ekspertów mówią od dawna. Polski rząd, wchodząc w program energetyki jądrowej, popełnił błąd. Od lat przekonuje się nas, że atom jest bezpieczny. Tymczasem awaria w Japonii pokazała, że zabezpieczenia nigdy nie będą wystarczające, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń wynikających z katastrof naturalnych, zawodnej techniki czy błędów ludzkich.
Nie tylko Czarnobyl
Powszechne jest przekonanie, że jedyną poważną awarią w historii energetyki jądrowej była ta w Czarnobylu. To mit. Co roku w elektrowniach atomowych na świecie dochodzi do kilkuset awarii.
W 1979 roku częściowo stopił się rdzeń w elektrowni atomowej na Three Mile Island w USA. Nie doszło do skażenia, ale od tego czasu, po zapłaceniu dużych kosztów dekontaminacji, Amerykanie zrezygnowali z budowania elektrowni atomowych.
W 2003 roku stopiła się 1/10 prętów paliwowych w węgierskiej elektrowni atomowej w Paks. Powstała chmura radioaktywna.
W 2006 roku do poważnego wypadku doszło w szwedzkiej elektrowni atomowej w Forsmark. Po zwarciu w zewnętrznej instalacji elektrycznej na 22 minuty wyłączyło się zasilanie reaktora służące do jego chłodzenia. Tylko dzięki przytomności umysłu jednego z techników i ręcznemu uruchomieniu agregatów nie doszło do stopienia rdzenia i katastrofy porównywalnej z tą w Czarnobylu.