Mydlana opera gazowa

Ukraińsko-rosyjskie negocjacje gazowe ciągną się niczym brazylijska opera mydlana. Strony to się uwodzą, to straszą, to rozwodzą, a końca nie widać

Publikacja: 27.01.2012 10:43

Mydlana opera gazowa

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Ale o co chodzi?! Może zapytać ktoś, kto niekoniecznie musi śledzić gazowe negocjacje, a co rusz natyka się w mediach na informacje na ten temat. Ano chodzi o to, że przez ostatnie dwa dziesiątki lat Ukraina przyzwyczaiła się kupować z Rosji gaz tanio i w dużych ilościach, i marnotrawić go u siebie bez zahamowań.

Jeszcze w końcu lat 90-tych XX wieku Kijów płacił Moskwie ok. 50 dol. za 1000 m

3

gazu. Nic dziwnego, że wciąż zwiększał zakupy. W 2003 r. było to 25,7 mld m

3

, by w cztery lata później dojść do rekordowych 59,2 mld m

3

.

Tyle gazu nie kupował od Rosjan nikt. I nikt inny nie zarabiał tyle na gazie, jak setki ukraińskich pośredników, którzy gaz od państwowego operatora Naftogazu odsprzedawali bezpośrednio klientom.

Trzy lata temu, gdy Europę sparaliżowała rosyjsko-ukraińska wojna gazowa, jedna z moich ukraińskich znajomych wyjaśniła mi sytuację: Na ruskim gazie tutaj wszyscy zarabiają. Każdy metr rury jest podzielony między swoich, czyli lokalnych pośredników w dostawach. A władza decyduje komu da ten kawałek rury, a komu go odbierze. I o to toczy się prawdziwa walka - opowiadała Natasza z Żytomierza.

Jej zdaniem to, co się działo, miało wymusić w końcu na Ukraińcach sięgnięcie po alternatywne źródła energii oraz jej oszczędzanie.

- Teraz marnotrawimy masę gazu i ciepła. W blokach i komunalnych mieszkaniach nie ma podzielników, ani oddzielnych liczników pozwalających na rozliczanie każdego lokatora. Mało jest termoizolacji. Fabryki sięgają po najprostsze paliwa — gaz, mazut. A przecież mamy na Ukrainie i wielkie zasoby drewna, i torfu; rzeki, silne wiatry i źródła pozyskania biogazu — wyliczała Natasza.

Minęły trzy lata. Julia Tymoszenko, która zlikwidowała głównych gazowych pośredników, jak należący w części do Gazpromu RUE, siedzi w więzieniu. Rosjanie przestali już traktować Ukrainę ulgowo i karzą płacić sobie tyle, co krajom Unii (418 dol. w tym kwartale). Kijów nie przeprowadził modernizacji swojej energetyki, nie wzmocnił własnego wydobycie, nie postawił na energię odnawialną, termoizolację itp. Wciąż jest zależny od rosyjskiego gazu.

Dlatego próbuje ugrać obniżenie ceny. Ale w zamian nie daje tego, co chcą Rosjanie - czyli kontroli nad swoimi gazociągami tranzytowymi. Straszy więc, pomrukuje, wysyła ostrzeżenia, że się bez tego paliwa obejdzie, że znajdzie łupki, postawi na swój węgiel, kupi gaz skroplony na europejskich giełdach.

Rosjanie wiedzą, że to mowa-trawa, więc się nie spieszą. Kontrakt mają tak skonstruowany, że Kijów musi zapłacić za większość z zamówionych na ten rok 52 mld m

3

gazu. I nie ma znaczenia, ile naprawdę odbierze.

Opera więc trwa, strony się spotykają, publika ziewa, a Gazprom zarabia. Tylko ogądalność serialu spada.

Ale o co chodzi?! Może zapytać ktoś, kto niekoniecznie musi śledzić gazowe negocjacje, a co rusz natyka się w mediach na informacje na ten temat. Ano chodzi o to, że przez ostatnie dwa dziesiątki lat Ukraina przyzwyczaiła się kupować z Rosji gaz tanio i w dużych ilościach, i marnotrawić go u siebie bez zahamowań.

Jeszcze w końcu lat 90-tych XX wieku Kijów płacił Moskwie ok. 50 dol. za 1000 m

Pozostało 84% artykułu
Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz