Rozporządzenie w sprawie norm jakościowych dla paliw ciekłych dopuszczające wprowadzenie oleju napędowego z 7-proc. domieszką biokomponentów weszło w życie 15?lutego. Tym samym zakończyła się ponaddwuletnia batalia koncernów paliwowych, dla których wprowadzenie B7 było kluczowe z punktu widzenia realizacji Narodowego Celu Wskaźnikowego (czyli minimalnego udziału biopaliw i biokomponentów w ogólnej ilości paliw).
Jak podkreślają przedstawiciele Orlenu i Lotosu, polskie wskazania dotyczące poziomu NCW są jednymi z najwyższych w Europie. – W całej UE do biokomponentów się dopłaca, dlatego w trudnej sytuacji ekonomicznej UE nie forsuje dodawania biokomponentów, ale podchodzi do tego pragmatycznie – mówi Marcin Zachowicz, rzecznik Lotosu. Średni poziom NCW w UE nie przekracza 4,5 proc. – To, że Polska znacznie przekracza 6?proc., a więc podwyższa koszt paliw w swoim kraju, jest autonomiczną decyzją Polski – dodaje Zachowicz.
Biorąc pod uwagę, że cykl logistyczny trwa mniej więcej dwa tygodnie, B7 tankujemy już na wszystkich stacjach. – Produkujemy to paliwo od 4 lutego, wtedy poszła pierwsza partia – mówi Maciej Szozda, wiceprezes i dyrektor ds. handlu grupy Lotos.
Tankujemy, ale o tym nie wiemy, bo dystrybutory, z których sprzedawane jest nowe biopaliwo, nie muszą być specjalnie oznakowane. Dlaczego więc tak nagłaśniana medialnie sprawa ma tak dyskretny finał? – Lepiej tego nie rozgłaszać. Gdy zaczniemy mówić o tym głośno, to zaraz znajdzie się ktoś, komu zacznie coś w samochodzie szwankować, i złoży to na karb nowego paliwa – mówi osoba związana z branżą.
Nie wiadomo bowiem, jak B7 wpływa na silnik. Zgodnie z wykładnią Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, na którą powołuje się resort gospodarki, w nowych samochodach trudności nie powinny się pojawić. Szkopuł w tym, że średni wiek samochodu w Polsce przekracza 15 lat.