Rosyjskie Ministerstwo Przyrody i Bogactw Naturalnych wniosło pod obrady rządu projekt rozporządzenia mającego stymulować, a mówiąc wprost, wymuszać, większe tempo prac geodezyjno-wydobywczych na arktycznym szelfie Rosji.
– Jeżeli firma dostaje licencję, to musi mieć świadomość utrzymania odpowiedniego tempa poszukiwań – ocenia minister przyrody Siergiej Donskoj. Obecnie 80 proc. działek na szelfie należy do dwóch największych koncernów Rosji – Gazpromu i Rosnieftu. Pracuje tam 26 firm posiadających 65 licencji. Prowadzą one prace tylko na 10 złożach. W 2012 r. Rosnieft dostał licencje na 12 nowych złóż, a Gazprom założył wnioski o następne 17. Postęp prac jest niewielki. Giganci narzekają na za małe ulgi, niskie wsparcie państwa itp. Są też przeciwni wpuszczeniu na swoje terytoria prywatnych koncernów.
Prezes Łukoilu Wagit Alekpierow nieraz deklarował zainteresowanie pracami w Arktyce. – Koncerny narodowe to takie, które przeszły stosowną akredytację rządu na prawo prowadzenia wydobycia także w Arktyce, a nie takie, w których dominują udziały Skarbu Państwa – uważa Alekpierow. Prace wydobywcze w Arktyce są bardzo kosztowne. Gazprom już wstrzymał do 2017 r. prace przy złożu Sztokman na Morzu Barentsa. Według ocen rosyjskiego rządu nakłady inwestycyjne wyniosą ok. 270 mld dol. w ciągu 18 lat.
267 mld dol. ma być zainwestowane w szelf Rosji do 2030 roku
Zasoby szelfu ciągnącego się przez arktyczne morza – Berentsa, Pieczorskie, Karskie, Łaptiewów, Wschodniosyberyjskie, Czukockie i Ochockie, to na dziś 25 złóż ropy i 44 gazu o zapasach 595 mln ton ropy i 3,5 bln m3 gazu. Rosja musi iść na szelf, bo rozpoznane zasoby lądowe się kończą.