To, że niebawem w Europie i Azji gazu będzie dużo za dużo jest już tylko kwestią roku czy dwóch, gdy na rynek dotrze tani gaz z Ameryki. Rosjanie mają tego świadomość. Zamrozili w zimnych wodach Morza Barentsa wydobycie ze złoża Sztokman, wystawiając tym samym do wiatru swoich partnerów ze Statoil i Total. Teraz odkładają rozpoczęcie prac na największym złożu lądowym - w Kowykcie pod Irkuckiem.
Gazprom przeinwestował z gazociągami, dokończyć musi rozpoczęty gazociąg południowy - inwestycję rekordowo drogą, która zdaniem specjalistów - nigdy się nie zwróci. A konkurencja coraz mocniej rozwija skrzydła. Podpisane w tym tygodniu kontrakty dziewięciu europejskich koncernów na dostawy gazu z Azerbejdżanu, to dowód, że rynek unijny coraz mocniej się wymyka Gazpromowi.
Rezygnacja z europejskiego gazociągu Nabucco nie musi więc oznaczać wpadnięcia europejskich gospodarek w objęcia Kremla. Koncerny zdecydowaniej szukają alternatywnych źródeł, rośnie więc chyba świadomość potrzeby dywersyfikacji. Litwa i Ukraina wspierają poszukiwania łupków - inne kraje też zdają się przekonywać, że nie jest to zła droga.
Polska na tym tle wypada słabo. Wśród dziewięciu chętnych na gaz azerski nie ma naszego odbiorcy choć jest np. największy koncern Niemiec; koncerny włoskie i francuskie; terminal LNG się opóźnia; prace przy łupkach, choć ostatnio trochę przyśpieszyły, wciąż czekają na zdecydowane wsparcie państwa.
Konserwatywne podejście do rynku gazu, może u nas skutkować tylko wzrostem zależności od sąsiedzkiej rury. A to wciąż najdroższy gaz w Europie.