– Miało być wielkie święto, a wyszła totalna klapa – tak wczorajszy debiut Energi opisują pytani przez nas analitycy i zarządzający funduszami. Rozczarowania nie krył też Paweł Tamborski, wiceminister skarbu: – Patrząc na notowania spółki, czuję niedosyt, ale z drugiej strony nie można na podstawie jednego dnia oceniać całej pracy włożonej w przygotowanie tego debiutu – powiedział w rozmowie z „Rz".
Skarb Państwa, który wciąż dzierży nieco ponad połowę akcji gdańskiej spółki, zarobił na tej prywatyzacji 2,4 mld zł. Była to największa tegoroczna oferta nie tylko na warszawskim parkiecie, ale także w całej Europie Środkowo-Wschodniej.
Pracownicy sypnęli
Inwestorzy kupowali papiery Energi w ofercie po 17 zł. Tymczasem akcje energetycznej spółki taniały wczoraj nawet o 10 proc., sięgając 15,3 zł. Na koniec dnia kurs wyniósł 16,09 zł (spadek o 5 proc.).
– Myślę, że to paniczna reakcja drobnych inwestorów oraz posiadaczy akcji pracowniczych. Zobaczyli, że nie ma szans na godziwy zarobek, i od razu pozbyli się walorów – twierdzi Jarosław Niedzielewski, zarządzający Investors TFI. – Ale trzeba powiedzieć sobie wprost: nastroje były wygórowane. Tak naprawdę można się cieszyć, że na rynek wrócił zdrowy rozsądek – dodaje.
W rękach pracowników Energi lub firm, które wykupiły od nich akcje tuż przed debiutem, znajdowało się 15 proc. kapitału spółki. – Pracownicy bardzo długo czekali na ten dzień i możliwe, że zdecydowali się od razu sprzedać akcje – przyznaje Mirosław Bieliński, prezes Energi. Dodaje, że wpływ na notowania spółki mogły mieć również kiepskie nastroje panujące na rynku. – Projekt ustawy o OFE błyskawicznie przeszedł przez Sejm. To na pewno nam nie pomogło – zaznacza.