Nic nie wskazuje na to, żebyśmy w czasie tych wakacji mieli płacić za paliwa ponad 5 zł za litr benzyny E95 czy oleju napędowego. Nawet gdyby złoty osłabił się w przypadku Brexitu...
Na razie na rynku panuje sytuacja patowa. Cena ropy jest zbyt niska, żeby zachęcić inwestorów do kupowania tego surowca, ale jednocześnie zbyt wysoka, żeby producentom opłacało się zmniejszyć produkcję. Zwłaszcza że i dane dotyczące zapasów w USA, które zawsze mają wpływ na rynek, co tydzień zaskakują. Właśnie spodziewano się ich spadku, a okazało się, że w ostatnim tygodniu wzrosły one o 1,2 mln baryłek.
Bez gwałtownych zmian
Większość analityków zajmujących się prognozowaniem cen nie widzi możliwości gwałtownego ich wzrostu. I mówią, że jeśli do niego dojdzie, to dopiero w 2017 r. Ale też nie jest to pewne.
„Zakładamy, że produkcja ropy na początku 2017 r. zacznie znów rosnąć i po raz kolejny pojawi się nadwyżka podaży nad popytem, dzięki temu znów zaczną rosnąć zapasy, więc presja na ceny pozostanie. Na cały rok 2017 zakładamy niewielki spadek zapasów, nie więcej niż o 100 tys. baryłek dziennie" – czytamy w ostatnim raporcie Międzynarodowej Agencji Energii.
Agencja jednocześnie przypomina, że w tej chwili ropy na rynku jest trochę mniej, bo dwa liczące się kraje – Nigeria i Libia – mają kłopoty z wydobyciem (łącznie z tego powodu na rynku jest dziennie o 100 tys. baryłek ropy mniej), chociaż są one przejściowe i w każdej chwili dodatkowe baryłki mogą znaleźć się na rynku.