Po wizycie w elektrowni jądrowej pod Kurskiem Rafael Grossi starał się unikać drastycznych porównań. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że pod Kurskiem pracują reaktory tego samego typu, co ten, który eksplodował w Czarnobylu 26 kwietnia 1986 roku.
W elektrowni jądrowej w Kursku pracują te same reaktory co w Czarnobylu
„Porównywanie i utożsamianie elektrowni jądrowych w Kursku i Czarnobylu jest moim zdaniem przesadą. Tym niemniej mówimy o reaktorach tego samego typu, które nie posiadają specjalnej ochrony, a to jest niezwykle istotny fakt. Jeśli nastąpi jakiekolwiek oddziaływanie z zewnątrz na część aktywną (czyli pracujący reaktor – red.), gdy znajduje się w niej paliwo jądrowe, konsekwencje będą niezwykle poważne. Nie twierdzę, że będzie drugi Czarnobyl, mówię, że konsekwencje będą bardzo poważne” – powiedział Rafael Grossi, szef MAEA.
Czytaj więcej
Elektrownia jądrowa w Zaporożu była o krok od całkowitego odcięcia od zasilania, potrzebnego do chłodzenia rdzeni reaktorów i paliwa. To wynik ostrzału ukraińskich linii przesyłowych przez Rosjan.
Według niego sytuacja w elektrowni jądrowej Kursk różni się od sytuacji w Zaporożu czy siłowniach z innymi reaktorami, które chroni specjalna kopuła, która „jest w stanie wytrzymać uderzenie spadającego samolotu”. „Ta elektrowni jądrowej w Kursku jest zupełnie inna – przypomina zwykły budynek po drugiej stronie ulicy” – podsumował Grossi.
27 sierpnia delegacja MAEA przybyła do Rosji w celu przeprowadzenia inspekcji elektrowni jądrowej Kursk. Była to jednodniowa wizyta na zaproszenie (a raczej na prośbę) Putina. Grossi planował „omówić dalsze kroki, które mogą być wymagane do oceny bezpieczeństwa jądrowego i ochrony” elektrowni, a także porozumieć się z jej personelem i sprawdzić to, co utrzymują Rosjanie, że elektrownia jądrowa została zaatakowana. Plany Grossiego obejmowały także ocenę stanu zewnętrznego źródła zasilania i dróg do stacji.