W ostatnich latach sytuacja firm zajmujących się wydobyciem i przetwarzaniem surowców na potrzeby branży była nie do pozazdroszczenia. Wszystkie trendy miały charakter spadkowy: ubywało elektrowni nuklearnych, te działające redukowały operacje i przewidywany harmonogram funkcjonowania, topniała liczba nowych projektów. Nie było więc żadnych przesłanek, by uznać poszukiwania i eksploatację uranu za biznes z perspektywami.
Wydarzenia tego roku zmieniły sytuację. Kilka dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę notowania firm zajmujących się biznesem nuklearnym (i jego obsługą) skokowo wzrosły. Nietrudno odtworzyć sobie tok rozumowania inwestorów: jeszcze przed wojną było jasne, że Rosja jest gotowa posłużyć się surowcami jako narzędziem szantażu. Zachód z kolei jasno demonstrował, że się temu szantażowi nie podda, co oznaczało wcześniej czy później wstrzymanie dostaw tradycyjnych kopalin z kierunku wschodniego. Wiadomo było też, że inni dostawcy ropy czy gazu nie będą się kwapić do zwiększenia dostaw. W obliczu deficytu konwencjonalnych paliw atom po prostu musiał wrócić do łask.
Na razie zmiany nie dotarły na rynek paliw nuklearnych. Tu rządził i wciąż rządzi popyt: kurcząca się liczba odbiorców dyktowała ceny dostawcom, a ci stopniowo ograniczali koszty i inwestycje, co przekłada się na stosunkowo niewielką ilość dostępnego uranu. W 2021 r. wydobycie sięgnęło 48,3 tys. ton, podczas gdy dekadę wcześniej – w 2012 r. – przebijało 58,4 tys. ton. To ilość dalece niewystarczająca, gdy weźmie się pod uwagę, jak gwałtownie może wkrótce wzrosnąć popyt.
Lapidarnie opisał to niedawno John Borshoff, szef australijskiej firmy Deep Yellow zajmującej się poszukiwaniem i eksploatacją złóż uranu. Porównał on uran do litu, pierwiastka niezbędnego w produkcji akumulatorów stosowanych m.in. na szybko rozwijającym się rynku elektromobilności. – To, co stało się w branży litu, podbiło cenę dziesięciokrotnie w porównaniu z czasami, gdy wytwórcy baterii sarkali, że gdyby cena się podwoiła, to zakończą produkcję – dowodził Borshoff. – Bzdura. Ceny na rynkach dyktują dostawcy surowca i konsumenci, w nieodmiennej relacji podaży do popytu – dodawał.
Oczywiście, na razie skoki cen na tych rynkach są nieporównywalne. Cena litu urosła przez ostatni rok o ponad 200 proc., cena uranu – o 7 proc. Według statystyk z ostatniego roku największy wzrost cen uranu odnotowano w okresie marzec–maj br. (według danych Trading Economics cena sięgnęła wówczas niemal 65 dol. za funt), bezpośrednio po agresji na Ukrainę, lecz potem cena ustabilizowała się w przedziale 47–53 dol. Ale z tej krzywej wynika również, że uran cały czas – powoli, ale nieubłaganie – drożeje.