W cieniu gwałtownie rosnącego zapotrzebowania

„Bezprecedensowy szok”, „punkt zwrotny” – od dawna raporty Międzynarodowej Agencji Energii nie miały tyle dramaturgii. Płynie z nich jasny wniosek: powrót do atomu jest przesądzony.

Publikacja: 31.10.2022 01:00

Zwrot w kierunku energii atomowej nie będzie tanim przedsięwzięciem

Zwrot w kierunku energii atomowej nie będzie tanim przedsięwzięciem

Foto: Michelle Gustafson / Bloomberg

„Dzisiejszy kryzys energetyczny dostarcza nam szoku o bezprecedensowej skali i złożoności” – pisze MAE w opublikowanej właśnie nowej edycji „World Energy Outlook”. „Rynek i polityka w zakresie energii zmieniły się w efekcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nie na pewien czas, ale na dekady, które nadejdą. Reakcja rządów na całym świecie zdaje się obiecywać, że jesteśmy w historycznym, definiującym punkcie zwrotnym ku czystszym, tańszym i bezpieczniejszym systemom energetycznym” – uzupełnia Fatih Birol, dyrektor wykonawczy MAE.

Trzy scenariusze

Agencja pokusiła się o trzy scenariusze prognoz dla branży nuklearnej w perspektywie roku 2050. W najbardziej umiarkowanym produkcja energii w sektorze rośnie z 2776 TWh do 3351 TWh w 2030 r. i 4260 TWh w 2050 r. By ten scenariusz się zrealizował, w globalnym systemie powinno pojawić się 120 GW mocy z atomu do końca bieżącej dekady, a następnie kolejne 300 GW w latach 2030–2050. Można zakładać, że opiera się on na zadeklarowanych już i podjętych przez ok. 30 państw na świecie planach budowy instalacji jądrowych. To jednak scenariusz bardzo zachowawczy, bo w nim energetyka atomowa odpowiadać będzie wciąż za 10 proc. produkcji energii ogółem, czyli jej udział procentowy w globalnej produkcji energii nie zmieni się w porównaniu z dniem dzisiejszym.

Nieco bardziej optymistyczny scenariusz zakłada przyrost mocy średnio o 18 GW rocznie. W tym tempie w 2030 r. ludzkość będzie wytwarzać 3547 TWh energii z atomu w 2030 r. i 5103 TWh w 2050 r. Można zakładać, że ten scenariusz powstał na bazie luźno zarysowywanych deklaracji rozmaitych państw, dotyczących potencjalnych projektów atomowych w kolejnych latach, ale też szybko rosnącego zapotrzebowania na energię w krajach rozwijających się.

Najbardziej optymistyczny scenariusz zakłada już 24 GW mocy rocznie, czyli niemalże podwojenie dzisiejszego potencjału do połowy stulecia. Tu atom miałby przyczyniać się do wytworzenia 3896 TWh w 2030 r. oraz 5810 TWh w 2050 r. Paradoksalnie, w tym scenariuszu udział energetyki nuklearnej w globalnym miksie energetycznym spada do poziomu ok. 8 proc., bo czołowym impulsem w tym scenariuszu jest rosnący popyt na energię w państwach Azji czy Afryki.

Nie będzie to tanie przedsięwzięcie. Do połowy XXI w. państwa będą musiały wysupłać na ten cel od 2 bln (w scenariuszu pierwszym) do 4 bln dol. (w scenariuszu optymistycznym). – Rola energetyki atomowej w sektorze wytwarzania elektryczności będzie zależeć od decyzji o przedłużaniu pracy już istniejących jednostek oraz sukcesach projektów budowy nowych – konkludują eksperci Agencji, wskazując jednak, że w wielu krajach „atom wraca do łask”.

Azjatyckie ambicje

O tym, że potencjał atomowy kraju może się stosunkowo szybko powiększyć, nieźle świadczy przykład Polski. W naszej strategii rozwoju elektrowni jądrowych mamy zapisaną docelową moc dwóch takich instalacji na poziomie 6–9 GW. Ale jednocześnie w trakcie dyskusji na temat drugiej elektrowni, za którą być może odpowiadaliby oferenci z Korei Południowej, wspomniano o osiągnięciu w sumie 12 GW. Dodatkowe gigawaty mogą się pojawić w systemie dzięki małym reaktorom modularnym (SMR).

Warto też przyjrzeć się najważniejszemu czynnikowi napędzającemu trend. „W nadchodzącej dekadzie to gospodarki Azji będą rosnąć najszybciej” – przewiduje w jednym z ostatnich wydań „The Economist”. Tylko Indie, do 2040 r., będą musiały dodać do systemu tyle nowej mocy, ile dziś ma cała Unia Europejska. A przecież są jeszcze Chiny, cała dynamiczna Azja Południowo-Wschodnia, próbujący oderwać się od kopalin Bliski Wschód, a w tle – Afryka.

To nie tylko gospodarki trapione niewystarczającym poziomem wytwarzania, ale też miliony ludzi, którzy są wystawieni na efekty zmian klimatycznych. Nietrudno przewidywać, że ich komfort, a czasem przetrwanie, będzie wymagać uciekania się do technologii wymagających elektryczności. Będzie to napędzać rozwój systemów energetycznych – w jednych miejscach być może oparty na paliwach kopalnych, gdzieniegdzie – na OZE, a u tych, którzy będą w stanie zainwestować najwięcej i na długo – w źródła nuklearne. Gdy weźmie się te czynniki pod uwagę, nawet optymistyczny scenariusz MAE wydaje się być w zasięgu ręki.

Foto: rp.pl

„Dzisiejszy kryzys energetyczny dostarcza nam szoku o bezprecedensowej skali i złożoności” – pisze MAE w opublikowanej właśnie nowej edycji „World Energy Outlook”. „Rynek i polityka w zakresie energii zmieniły się w efekcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nie na pewien czas, ale na dekady, które nadejdą. Reakcja rządów na całym świecie zdaje się obiecywać, że jesteśmy w historycznym, definiującym punkcie zwrotnym ku czystszym, tańszym i bezpieczniejszym systemom energetycznym” – uzupełnia Fatih Birol, dyrektor wykonawczy MAE.

Pozostało 88% artykułu
Atom
Putin zdecydował: Rosja przerywa dostawy uranu do USA
Atom
Polskie firmy będą współpracować przy budowie elektrowni jądrowej. Jest lista i zadania
Atom
Orlen będzie nadal rozwijał małe reaktory jądrowe z Synthosem. Jest porozumienie
Atom
Polskie Elektrownie Jądrowe zyskują kolejne finansowanie atomu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Atom
Amerykanie chcą potroić moce w atomie. Trump może poprzeć plany Bidena