Energię ze słońca zatrzymać na dłużej

Polacy zaczęli produkować własny prąd, ale wszyscy wiemy, że po zachodzie słońca i tak jesteśmy zdani na energię z sieci. Zasady gry mogą zmienić coraz popularniejsze przydomowe magazyny energii.

Publikacja: 26.08.2021 13:36

Energię ze słońca zatrzymać na dłużej

Foto: Shutterstock

Sieć nie może przechowywać energii do czasu, aż odbiorcy zaczną ją zużywać. Prosumenci i cała branża fotowoltaiczna powinni zrozumieć, że sieć elektroenergetyczna nie jest magazynem energii, więc nie możemy korzystać z czegoś, co fizycznie nie istnieje – tłumaczył niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Jerzy Topolski, wiceprezes Tauron Polska Energia.

Cóż, rzeczywiście: wbrew czasami głoszonym, mylnym opiniom, sieć nie jest baterią, do której wrzucamy wyprodukowaną energię, a ona czeka tam, aż będzie komuś potrzebna. Energia, która trafia do sieci, musi być zużywana na bieżąco, inaczej zostanie zmarnowana. To wielki systemowy problem odnawialnych źródeł energii, odstraszający od OZE speców od „wielkiej energetyki”. – Rozwiązaniem wspierającym dalszy, bezpieczny rozwój fotowoltaiki są przydomowe magazyny energii lub uruchomienie programu budowy większych magazynów dla lokalnych prosumentów – tłumaczył nam wiceprezes Tauronu.

Trudny wybór

– Magazyny energii stają się dziś produktem komercyjnym, a nie eksperymentem technologicznym – zastrzega Krzysztof Kochanowski z Polskiej Izby Magazynowania Energii. To prawda, zwłaszcza gdy chodzi o przydomowe instalacje, których całkiem sporo pojawiło się w sklepach, zarówno polskiej produkcji, jak i z importu.

Z perspektywy laika mamy wręcz do czynienia z klęską urodzaju: w ofercie poszczególnych dystrybutorów są magazyny oparte na technologii litowo-jonowej, kwasowo-ołowiowej, żelowej, LiFePO4, NMC, NMC, można też wybierać między magazynami nisko- i wysokonapięciowymi. W oczywisty sposób warto więc zasięgnąć opinii specjalistów jeszcze przed zakupem: potrzeby każdego z nas są bowiem inne – funkcjonujemy w rozmaitych godzinach, podłączamy do gniazdek rozmaite urządzenia, jedni chcieliby stać się samodzielnymi „wyspami energetycznymi”, inni wciąż podchodzą do nowinek nieufnie i chcą mieć koło ratunkowe w postaci dostępu do energii z sieci.

A co jeszcze ważniejsze: ceny poszczególnych instalacji wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy (pomińmy tu urządzenia chińskiej produkcji sprzedawane za kilka tysięcy złotych i budzące obawy specjalistów co do tego, czy spełniają wymogi bezpieczeństwa i jak długo będą działać). I tu rodzi się pytanie, czy bardziej potrzebujemy dużej baterii, która pozwoli nam na podłączenie „po godzinach” pracy instalacji PV kilku drobnych urządzeń, czy raczej małej elektrowni, która podtrzyma pracę prądożernych urządzeń.

Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć, że potencjalny ekspert wskaże nam magazyny oparte na technologii litowo-jonowej. Z tą technologią stykamy się na co dzień w akumulatorach i bateriach do naszych biurowych i domowych urządzeń: telefonów, aparatów fotograficznych, laptopów i innych. Zasadniczo technologię tę wyróżnia stosunkowo wysoki poziom bezpieczeństwa i żywotności, a w przypadku instalacji PV jest to technologia kompatybilna z większością dostępnego na rynku sprzętu. Instalacja tego typu nie zajmie nam też wiele miejsca (można przyjmować, że będzie to gabaryt szafki łazienkowej), nie wymaga też jakichś specjalnych warunków (np. wentylacji, chłodzenia), choć lekko nie będzie: to zwykle grubo ponad 100 kg żywej wagi.

Dobrać odpowiednie urządzenie

Musimy też mniej więcej wiedzieć, czego chcemy, gdy będziemy decydować, w jakim trybie będzie pracować instalacja. Najprostsze magazyny po prostu wspierają naszą konsumpcję prądu, przykładowo, po zmroku współzasilają domowe urządzenia wraz z energią z sieci. Niby dobrze, ale w razie awarii sieci i przerwy w dostawie prądu taki magazyn również padnie. Jeżeli chcemy od magazynu więcej, wybierzmy taki, który w trybie back-up będzie w stanie udźwignąć nasze potrzeby. Ale i tryb back-up bywa rozmaity: są magazyny, które uruchamiają się automatycznie, gdy zaczyna brakować energii w sieci, inne trzeba przestawić ręcznie, niektóre posiadają funkcję zasilania tylko wybranych obwodów gwarantowanych albo całości domowej instalacji. Można przyjąć, że ostateczną formą tej opcji jest tryb off-grid, czyli całkowite odcięcie się od sieci i zasilanie całości gospodarstwa domowego z posiadanych źródeł OZE. W każdym razie, im więcej będziemy wymagać od swojej przydomowej elektrowni, tym bardziej musimy uwzględnić w swoich kalkulacjach produktywność wybieranego źródła energii oraz wyższy stopień wyrafinowania magazynu energii.

Dodajmy tu również jeden, bardzo istotny dla naszych kalkulacji element: żywotność magazynu energii to średnio od 15 do 25 lat, warto przynajmniej spróbować poszukać informacji o tym, na jaką żywotność możemy liczyć w przypadku konkretnego urządzenia. Z kolei gwarancje producentów zwykle sięgają kilku lat, gdzieś w przedziale od 2 do 10. Warto na ten „detal” zwrócić uwagę.

Nadchodzący szturm

U progu kończących się właśnie wakacji ruszyła trzecia odsłona programu „Mój prąd”, czyli rządowego wsparcia dla prosumentów inwestujących w fotowoltaikę. – W kolejnej edycji programu dopłat do fotowoltaiki powinien znaleźć się też system zachęt do inwestycji w magazyny energii – mówił nam wiceprezes Topolski.

Potwierdzają to też przedstawiciele rządu, jak wiceminister klimatu i środowiska oraz pełnomocnik rządu ds. OZE Ireneusz Zyska. Dla wszystkich jest oczywiste, że o tempie popularyzacji przydomowych magazynów energii zdecyduje wysokość dopłat, jakie będzie można uzyskać z programu „Mój prąd”. – Myślę, że będzie to przedział od jednej czwartej ceny magazynu do 50 proc. Będzie to podlegać szczegółowym analizom – zapowiadał Zyska.

Potencjalny zastrzyk gotówki na tego typu instalacje może rozruszać cały rynek. – Obecnie mały magazyn kosztuje około 30 tysięcy złotych – ocenia Jerzy Topolski. – Ale gdyby taki program został wprowadzony, popyt na magazyny wzrósłby znacząco. Za tym poszedłby spadek ich cen. Szacujemy, że ostatecznie koszt wyniósłby około 20 tysięcy złotych, byłby więc zbliżony do ceny instalacji fotowoltaicznej – dodaje.

Sieć nie może przechowywać energii do czasu, aż odbiorcy zaczną ją zużywać. Prosumenci i cała branża fotowoltaiczna powinni zrozumieć, że sieć elektroenergetyczna nie jest magazynem energii, więc nie możemy korzystać z czegoś, co fizycznie nie istnieje – tłumaczył niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Jerzy Topolski, wiceprezes Tauron Polska Energia.

Cóż, rzeczywiście: wbrew czasami głoszonym, mylnym opiniom, sieć nie jest baterią, do której wrzucamy wyprodukowaną energię, a ona czeka tam, aż będzie komuś potrzebna. Energia, która trafia do sieci, musi być zużywana na bieżąco, inaczej zostanie zmarnowana. To wielki systemowy problem odnawialnych źródeł energii, odstraszający od OZE speców od „wielkiej energetyki”. – Rozwiązaniem wspierającym dalszy, bezpieczny rozwój fotowoltaiki są przydomowe magazyny energii lub uruchomienie programu budowy większych magazynów dla lokalnych prosumentów – tłumaczył nam wiceprezes Tauronu.

Pozostało 85% artykułu
Zielony dom
Jak finansować budowę przydomowej oczyszczalni ścieków?
Zielony dom
Rozwiązanie bardzo pożyteczne, ale w określonych sytuacjach
Zielony dom
Okno oknu nierówne. Jakie wybierać?
Zielony dom
Jak możemy oszczędzać powietrze w energooszczędnym domu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Zielony dom
Okna są równie ważne jak grzejniki