Sieć nie może przechowywać energii do czasu, aż odbiorcy zaczną ją zużywać. Prosumenci i cała branża fotowoltaiczna powinni zrozumieć, że sieć elektroenergetyczna nie jest magazynem energii, więc nie możemy korzystać z czegoś, co fizycznie nie istnieje – tłumaczył niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Jerzy Topolski, wiceprezes Tauron Polska Energia.
Cóż, rzeczywiście: wbrew czasami głoszonym, mylnym opiniom, sieć nie jest baterią, do której wrzucamy wyprodukowaną energię, a ona czeka tam, aż będzie komuś potrzebna. Energia, która trafia do sieci, musi być zużywana na bieżąco, inaczej zostanie zmarnowana. To wielki systemowy problem odnawialnych źródeł energii, odstraszający od OZE speców od „wielkiej energetyki”. – Rozwiązaniem wspierającym dalszy, bezpieczny rozwój fotowoltaiki są przydomowe magazyny energii lub uruchomienie programu budowy większych magazynów dla lokalnych prosumentów – tłumaczył nam wiceprezes Tauronu.
Trudny wybór
– Magazyny energii stają się dziś produktem komercyjnym, a nie eksperymentem technologicznym – zastrzega Krzysztof Kochanowski z Polskiej Izby Magazynowania Energii. To prawda, zwłaszcza gdy chodzi o przydomowe instalacje, których całkiem sporo pojawiło się w sklepach, zarówno polskiej produkcji, jak i z importu.
Z perspektywy laika mamy wręcz do czynienia z klęską urodzaju: w ofercie poszczególnych dystrybutorów są magazyny oparte na technologii litowo-jonowej, kwasowo-ołowiowej, żelowej, LiFePO4, NMC, NMC, można też wybierać między magazynami nisko- i wysokonapięciowymi. W oczywisty sposób warto więc zasięgnąć opinii specjalistów jeszcze przed zakupem: potrzeby każdego z nas są bowiem inne – funkcjonujemy w rozmaitych godzinach, podłączamy do gniazdek rozmaite urządzenia, jedni chcieliby stać się samodzielnymi „wyspami energetycznymi”, inni wciąż podchodzą do nowinek nieufnie i chcą mieć koło ratunkowe w postaci dostępu do energii z sieci.
A co jeszcze ważniejsze: ceny poszczególnych instalacji wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy (pomińmy tu urządzenia chińskiej produkcji sprzedawane za kilka tysięcy złotych i budzące obawy specjalistów co do tego, czy spełniają wymogi bezpieczeństwa i jak długo będą działać). I tu rodzi się pytanie, czy bardziej potrzebujemy dużej baterii, która pozwoli nam na podłączenie „po godzinach” pracy instalacji PV kilku drobnych urządzeń, czy raczej małej elektrowni, która podtrzyma pracę prądożernych urządzeń.