Co będzie po 1 stycznia? Mam wrażenie, że z walką o czyste powietrze w Katowicach jest jak z Narodowym Programem Szczepień – władza dwoi się i troi, a katastrofa nadciąga.
Po pierwsze, w latach 2015–2020 dofinansowano z budżetu Katowic wymianę 4865 źródeł ciepła kosztem 42,1 mln zł. Zwiększono też dopłaty na zakup dobrej jakości opału dla osób, które z powodu sytuacji finansowej mają z tym problemy. Bez wątpienia, jeśli chodzi o realizację projektów mających na celu poprawę jakości powietrza, Katowice są liderem w województwie śląskim.
Problem polega na tym, że w dalszym ciągu jest to za mało, a mieszkańcy Katowic duszą się i umierają od smogu. Jak podaje Polski Alarm Smogowy, około 2,5 tys. papierosów rocznie „wypala” niemowlę spacerujące z mamą po katowickich ulicach. Z powodu fatalnej jakości powietrza katowiczanin żyje około dziewięciu miesięcy krócej od przeciętnego Polaka, a przedwcześnie umiera z powodu smogu około 900 osób.
Po drugie, w latach 2011–2020 Straż Miejska przeprowadziła 21,5 tys. kontroli zmierzających do stałego obniżenia poziomu zanieczyszczeń. W 2020 roku strażnicy Zespołu ds. Ochrony Środowiska przeprowadzili 15 kontroli wspólnie z pracownikami firmy Flytronic z Gliwic, podczas których wykorzystano specjalistyczny sprzęt w postaci dronów z głowicą pomiarową. W zakresie ujawniania spalania odpadów oraz paliw zabronionych w uchwale antysmogowej strażnicy skontrolowali łącznie 188 posesji w trakcie 60 godzin przeprowadzonych lotów (w tym 28 godzin po zmroku). W trakcie czynności kontrolnych uzyskano 26 wyników podwyższonych, mogących sugerować spalanie odpadów (najwięcej w dzielnicach Podlesie i Ligota).
Niestety, pod pretekstem zagrożenia epidemiologicznego wojewoda śląski polecił samorządowcom ograniczenie do minimum kontroli antysmogowych w gospodarstwach domowych. Szkoda, że służby regionalnego przedstawiciela rządu w terenie nie dotarły do setek opracowań naukowych jednoznacznie wskazujących, że im bardziej zanieczyszczone powietrze, tym słabsza ochrona przed koronawirusem.